Dzielmy się Dobrym Słowem (16.05.2009 r.)

Włączeni w modlitwę Jezusa

            Sensem uczestniczenia w Eucharystii jest odkrycie rozmodlonego Chrystusa, który w znakach bardzo gorąco jednoczy się ze swoim Ojcem, odkrycie, że On wstawia się za nami, że nie zostawia nas na pastwę losu, ślepego fatum, ale że każdy z nas jest w Jego modlitwach, pragnieniach, otoczony opieką Ducha Świętego. To jest sens uczestniczenia w Eucharystii – odkrycie modlącego się Chrystusa.
 
            Odkrycie to winno nas prowadzić do zjednoczenia się z Nim w modlitwie, przyłączenia się do tej modlitwy. Przypomina to sytuację, kiedy widzimy, że ktoś głęboko zatopił się w modlitwie i to na nas działa, my też pragniemy włączyć się w modlitwę, chcielibyśmy zaczerpnąć z tego Ducha, doświadczyć mocy sprawiającej, że człowiek potrafi się skupić i odkryć modlącego się Jezusa.
To jest możliwe, bo Jezus modli się nie tylko za swoich uczniów, ale również za tych, którzy to grono poszerzą. Także dzięki słowom głoszonym przez apostołów powiększy się grono wierzących w Jezusa.
 
Mamy odkryć rozmodlonego Jezusa, w przeciwnym razie stracimy poczucie sensu, obijemy się o znaki eucharystyczne nudą, przyzwyczajeniem. Dlatego gorąco trzeba prosić o Ducha Świętego, abyśmy nieustannie czuwali, byli cały czas w trybie włączonym, głośnym w wołaniu o moc z wysoka.
 
To odkrycie ma nas prowadzić do włączenia się w modlitwę Jezusa, to znaczy w zgodę z naszej strony: Jezu, zgadzam się, wciągnij mnie w to, co Ciebie kręci, a Ciebie kręci bliskość Ojca. Daj mi łaskę, żebym był wciągnięty w modlitwę, żebym się modlił.
 
Jest to bardzo ważna prawda, docierająca dziś do nas z Bożego słowa, bo ona nas może niesamowicie odciążyć. Nieraz nastawiamy się na nadzwyczajne natchnienia, mamy oczekiwania związane z modlitwą, a najzwyczajniej w świecie chodzi o to, aby pozwolić modlić się Jezusowi w nas tak gorąco, jak podczas Ostatniej Wieczerzy. Podniósł wtedy oczy ku niebu – wiedział, gdzie skierować wzrok. My też wiemy, gdzie mamy kierować wzrok – na Niego, obecnego w znakach eucharystycznych.
 
To odkrycie ma nas prowadzić do zgody na modlitwę Jezusa w nas, ale ma także prowadzić do dostrzeżenia, że modlitwa jest naszym ratunkiem i siłą, bo jest ktoś, kto nas nieustannie oskarża. Zauważa to Jan w Apokalipsie. Mówi o kimś, kto został strącony. Na szczęście nie ma już dla niego miejsca w niebie, ale książę tego świata – jak powie Jezus – oskarża nas dniem i nocą przed naszym Bogiem. Tych oskarżeń są tysiące – w myślach, w zachowaniach, uczuciach, we wspomnieniach, zranieniach, w tym, co się nie uda. Niesamowita siła oskarżeń próbuje do nas dotrzeć. Dlatego potrzebujemy kogoś, kto będzie się za nami wstawiał, modlił, ześle nam ochronę. Tym kimś jest rozmodlony Chrystus. On chce, żebyśmy dostrzegli Jego obecność wśród nas, to, że pociąga nas do siebie. Pragnie, aby Jego obecność stała się dla nas bliską.
 
Bardzo dużo tracimy, kiedy prywatyzujemy Eucharystię, kiedy chcielibyśmy pozałatwiać na niej tysiące spraw, kiedy nie dajemy się wciągnąć w modlitwę Jezusa, kiedy wydaje się nam, że przynoszone intencje są bardzo szlachetne, właściwe, że wszystkie nurtujące nas sprawy są najważniejsze. Często ulegamy takiemu wrażeniu: no dobrze, jako ksiądz mam sprawować Eucharystię, ale przecież mam tysiące spraw na głowie… Takie myśli mogą się w nas kotłować. To wydaje się nam ważniejsze. Tymczasem najważniejszy jest Chrystus i to Jemu mam pozwalać wprowadzać się w gorącą modlitwę zanoszoną do Ojca. Proste słowa: Jezu, zgadzam się, pociągnij mnie. Wprowadź mnie, Królu, w Twoje komnaty. Pociągnij mnie, biegnijmy. Będziemy się upajać Twoją miłością bardziej niż winem – mówi Pieśń nad pieśniami.
 
Modlitwa Jezusa jest pełna miłości. Jezus prosi Ojca, żeby ci, którzy wierzą w Niego, jednoczą się z Jego modlitwą, stanowili jedno tak, żeby świat uwierzył, że Bóg jest ze światem, że Bóg kocha świat, że nad światem nie ciąży miecz potępienia, ale miłość dokonująca cudów przemiany w miejscach, o których nam się nie śniło, że jeszcze cokolwiek może się zmienić. Aby świat uwierzył, że Bóg nieustannie posyła miłość.
 
To nie są mgliste modlitwy. Czy Ojciec nie wysłucha Syna? Jezus modli się o jedność. Czy Jego modlitwa nie zostanie wysłuchana? – Zostanie. Obyśmy się załapali przez wiarę na to wysłuchanie modlitwy, bo rzeczywiście pełnia miłości jest nieustannie posyłana na świat. Mało tego, ta miłość jest tak potężna, że Jezus nie kryje przed swoimi uczniami, że z tą samą miłością, z jaką Bóg posłał na świat swojego Syna, teraz patrzy na nas. To jest ta sama miłość, ciągle mocna, gotowa przemieniać, budować, inspirować, podnosić, przebaczać, szanować. To jest ta miłość.
 
Takiego zjednoczenia, o jakim marzy Jezus, jakim dzieli się z nami w dzisiejszej Ewangelii, chcemy doświadczać. Jest to proces uczenia się jedności. Jeśli ktoś odkrywa Boga jako miłość, to szybciutko kojarzy ludzi jako braci i siostry, nawet tych najtrudniejszych w obyciu. Jeśli nie postrzegamy Boga jako miłości, jeśli nie odkrywamy Boga tak, jak przedstawia się w Jezusie, to siedzący obok nas człowiek jest nam obcy, nie będę modlił się za niego, nie ma dla mnie braci i sióstr. A jeśli nie ma braci i sióstr, to nie ma też świadectwa złożonego światu. A przecież nie jestem na tym świecie przypadkowo, mam oddać swoim życiem chwałę Bogu. To znaczy, mam wskazać na Niego. Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wskazujcie na Boga, bardzo mądrze i konkretnie.
 
Bóg ze swoją miłością spieszy do nas. Jest to taka sama miłość, jaką ma do swojego Syna, którego ukochał przed założeniem świata. Prorok przypomina nam: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, ukochałem cię, już cię znałem. To jest taka miłość – przedwieczna. Nie jest to więc miłość budząca się dopiero wtedy, kiedy ja na nią odpowiem. Nie jest to miłość, która zrodzi się dopiero wówczas, kiedy wyznam grzech, z którym sobie nie radzę, czy kiedy poprawię to, co w moich relacjach ze współmałżonkiem, z dziećmi, z rodzicami jest w tej chwili nie fair. To jest miłość już działająca. To jest miłość uprzedzająca. Gdyby nie działała ona uprzedzająco, to moglibyśmy sobie marzyć o przebaczeniu – nie zadziałałoby.
 
Taką miłość objawia światu Jezus i do takiej miłości chce nas prowadzić. Mało tego, zwróćmy uwagę, że dziś mówi bardzo wyraźnie swojemu Ojcu: Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata.Przemija postać tego świata. Kto za sto lat wspomni o dzisiejszych problemach? Kto o tych troskach, które nas dziś szpilują, biją, mocno wewnętrznie ranią, będzie za ileś lat wspomniał?… Przemija postać tego świata. On nas chce tam doprowadzić. Nie rozbijamy na tym świecie stałych namiotów. Nasze mieszkania na ziemi są przejściowe. Wszystko, cokolwiek dzieje się na świecie, jest przejściowe. Nawet gdyby wydawało się, że jest to najważniejsze, że od tego zależy wszystko, jest to przejściowe.
 
Wpatrywanie się w rozmodlonego Jezusa pozwala podchodzić do swojego życia bez obaw, z nadzieją. Jezus chce, żebyśmy byli razem z Nim w chwale, do której idzie, do której przechodzi przez krzyż. Pragnie, żebyśmy dostrzegli ślady, jakie zostawia również w przeżywanych przez nas trudnościach. Jego modlitwa jest inspiracją do naszej modlitwy.
 
Drogie siostry i drodzy bracia, nieprzyzwoitością byłoby, gdyby dziś nie padło pytanie o jakość mojej modlitwy, moich dialogów z Panem Bogiem, o jakość mojego milczenia przed Bogiem, o jakość mojego przylgnięcia do Jezusa sercem i tym, co przeżywam na bieżąco, a nie odgrzewaniem starych kotletów czy przychodzeniem na modlitwę po to, żeby sobie powiedzieć: Kiedyś to się modliłem… Ważne jest to, co dzieje się teraz.
 
Pytanie o jakość moich dialogów z Bogiem, stawiane nam przez Chrystusa, wypływa z dzisiejszej Liturgii Słowa. To pytanie nie jest oskarżeniem, ale zaproszeniem do odkrywania Go rozmodlonego w Duchu Świętym w moich sprawach. Rozmodlonego w Duchu Świętym, czyli rozciągającego nade mną płaszcz opieki.
 
Jezus objawia Ojca, który kocha, i nadal będzie Go objawiał. Sam to obiecuje: Objawiłem im Twoje imię – czyli Twoją obecność pełną miłości i troski – i nadal będę objawiał – bo oni zginą, jeśli nie będę im mówił o miłości – aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich.
 
Prośmy często o odkrycie Boga jako miłości, nawet gdybyśmy to znali na pamięć i wypowiadali ziewając, że Bóg mnie kocha. Prośmy o odkrycie Boga jako miłości szczególnie w sytuacjach, kiedy wydaje się być ciemno, kiedy myślimy, że uciski, utrapienia i nasze wołania nie docierają do Pana. Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał,  i uwolnił od wszelkiego ucisku.
 
Ktoś zauważył, że kiedy prosimy w chwilach trudnych o łaskę wsparcia i rozwiązania, to Pan Bóg daje nam odpowiedź i siłę na następny krok, a to jest już bardzo dużo. My oczekujemy rozwiązania, a On daje siłę na następny krok, bo wie, że nie wolno nas zbytnio obciążać. Sam zresztą prosi: Nie troszczcie się zbytnio, nie rozpędzajcie się w waszym życiu, myśląc na wyrost. Parą jesteście. Jeden dzień na jeden dzień – to jest właściwa prędkość życia.
 
Jezu rozmodlony, pomóż nam rozmodlić się w czasie Eucharystii.
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.