Zasadnicze pytanie
Czego szukacie? – pyta dziś w Kościele Chrystus księdza, któremu dał przywilej, ale i niezmiernie odpowiedzialny obowiązek głoszenia Bożego słowa, ale pyta także każdego z nas. Niewykluczone, że to pytanie może spłynąć po nas, jak woda po kaczce. Tyle pytań pada. Z tyloma już rozprawiliśmy się, odsuwając je na bok i dziwiąc się później, że przychodzą jakieś niepokoje, jakby chciały zapytać: Dlaczego nie odpowiedziałeś sobie na proste pytanie? Z wieloma pytaniami się zmagamy, bo odsunięte podstawowe pytania, wcześniej czy później wracają tylnymi drzwiami, wracają w inny sposób.
«Czego szukacie?» – Dość mocne pytanie. W dobie, kiedy zdaje się zmniejszać liczba uczestniczących w niedzielnej Eucharystii, kiedy wydaje się, że Kościół ma coraz słabsze notowania w rankingach różnych ośrodków badania opinii publicznej, wyjść z takim pytaniem do ludzi... Nie ma się co dziwić, że nie tylko zmniejsza się liczba uczestniczących w niedzielnych Eucharystiach, ale i przychodzący przestaną w końcu się pojawiać. Może niebawem dojdzie do sytuacji, że kiedy przyjdziemy pod kościół, do którego uczęszczamy od dawna, zobaczymy tabliczkę, że najbliższa Msza Święta jest w Krakowie w kościele Mariackim.
Czemu słyszymy dziś pytanie: «Czego szukacie?» Nie lepiej byłoby zrobić jakieś show, powręczać ludziom herbatkę z cytrynką, pączka, porozmawiać, posłuchać, ustawić wygodniejsze krzesła. Przecież wówczas przychodziłyby tłumy…
Czemu pada dziś takie pytanie? – Odpowiedź jest dość prosta: bo stawia je Chrystus, który założył Kościół. Jego zapowiadało niejedno proroctwo Starego Testamentu. Jan Chrzciciel, towarzyszący nam w ostatnim czasie przez wiele spotkań ze słowem Bożym, miał okazję i przywilej wskazać na Niego i powiedzieć: «Oto Baranek Boży». Ludzie znający proroctwa Starego Testamentu natychmiast utożsamiają to z Mesjaszem, bo proroctwa przepowiadały, że jeżeli przyjdzie Mesjasz, to będzie Kimś, kto weźmie na siebie całą obojętność, całe znudzenie życiem i Bogiem, cały grzech świata.
Czego szukacie? – pyta dziś w Kościele Chrystus księdza, któremu dał przywilej, ale i niezmiernie odpowiedzialny obowiązek głoszenia Bożego słowa, ale pyta także każdego z nas. Niewykluczone, że to pytanie może spłynąć po nas, jak woda po kaczce. Tyle pytań pada. Z tyloma już rozprawiliśmy się, odsuwając je na bok i dziwiąc się później, że przychodzą jakieś niepokoje, jakby chciały zapytać: Dlaczego nie odpowiedziałeś sobie na proste pytanie? Z wieloma pytaniami się zmagamy, bo odsunięte podstawowe pytania, wcześniej czy później wracają tylnymi drzwiami, wracają w inny sposób.
To pytanie Chrystus stawia tym, którzy dość radykalnie opuszczają dotychczasowego nauczyciela, jakiego mieli w osobie Jana Chrzciciela, i idą za Jezusem. Stawia pytanie niekoniecznie zachęcające do tego, żeby w podskokach, z uśmiechem do kamer – żeby można było powiedzieć, że wszystko jest dobrze, że się układa – iść za Nim
«Czego szukacie?» Pytanie Chrystusa, rozbrzmiewające w Kościele, jest jak najbardziej uzasadnione. Dobrze, że Pan stawia takie pytania. Dobrze, że nie rozdaje nam herbatek, nie daje przy wyjściu z kościoła gratisów– konkretnych owoców tego, że nie zmarnowaliśmy czasu, przychodząc na Mszę Świętą…
Dobrze, że Chrystus stawia nam to pytanie.
To pytanie, postawione uczniom, było dla nich wielkim wyzwaniem. Dostaje to pytanie Jan – utożsamiany z umiłowanym uczniem. Dziś nie ma mowy o tym, że jest umiłowanym uczniem. Jeszcze tego nie odkrył. Jest wezwany do odpowiedzi na pytanie: «Czego szukacie?»
Swoją drogę dojścia do Jezusa ma też Szymon, który otrzymuje nowe imię: ty będziesz nazywał się Kefas, to znaczy: Piotr. Jeszcze nie wie, że będzie miał chwile, kiedy wszystko zrozumie i powie Mistrzowi: Panie, do kogo pójdziemy, Ty jesteś najlepszy. Ale przyjdą też chwile, kiedy będzie przypominał Mistrzowi, że wszyscy Go zostawią, ale nie on, a potem najzwyczajniej w świecie wyprze się Go i zapłacze.
Piotr nie wie jeszcze o tym, ale pytanie pada w Ewangelii. Zmierzyć się z tym pytaniem, to tak naprawdę zmierzyć się z najbardziej podstawowym pytaniem życia: Czego szukam, organizując sobie czas w niedzielę, aby przyjść na Eucharystię, która nie stoi wysoko w rankingach popularnych czynności katolików w Polsce – tylko 30% ludzi uznających się za katolików w miarę regularnie uczęszcza na niedzielne Eucharystie.
To pytanie skierowane jest do każdego z nas. Mamy udzielać na nie odpowiedzi, żeby uświadamiać sobie sprawy pierwsze, najważniejsze. Wymaga ono od nas odejścia od myślenia, które często wtłaczane jest w nasze głowy przez medialny huk, przez tysiące kłopotów i zastrzeżeń.
Ktoś zauważył, że istnieje wśród wielu z nas przekonanie, że moje życie zupełnie inaczej by się ułożyło, gdyby nie ona, nie on, nie oni. Często żyjemy tak, powtarzając: Ale bym miał życie, gdyby nie on – mój mąż; gdyby nie ona – moja żona; gdyby nie one – moje dzieci; gdyby nie choroba, gdyby nie to, tamto… I gdybamy sobie, a życie mija.
To pytanie wymaga od nas i jest również bardzo uzasadnione w tym momencie historii naszego ukochanego, umęczonego kraju, kiedy trzeba jasno i zdecydowanie opowiadać się, po której jest się stronie, gdzie się zmierza. Opowiadać się nie po to, żeby szukać wrogów po stronie przeciwnej i żyć z tego, że wszędzie są wrogowie.
To pytanie wymaga od nas odpowiedzi w konkretnych okolicznościach życia, w określonych sytuacjach, bo stawia je Chrystus, obecny w naszym świecie. To, że świat się z tym nie liczy, nie znaczy, że Pan jest nieobecny. To, że nie jest popularny, nie oznacza, że Go nie ma. To, że jest traktowany jak ktoś, kto naopowiadał bajek i poszedł do domu Ojca, nie znaczy, że nie mówi prawdy i nie prowadzi do zwycięstwa tych, którzy w Niego wierzą.
Czego szukacie, drogie siostry i drodzy bracia?
Po co jesteś dziś na Eucharystii?
Po co słuchacie rozważań słowa Bożego?
Drugi wątek. Chrystus zadający to pytanie, bardzo realnie osadza w rzeczywistości ludzi mających stawiać to pytania w Jego imieniu innym, to znaczy chrześcijan, czyli osoby, które swoim stylem życia powinny ukazywać światu, że warto zmagać się z bólem, cierpieniem, że warto przebaczać, choć nie jest to proste, że warto znajdować czas na rozmowę ze swoimi bliskimi i potwierdzać swoją miłość do nich, że warto nie odkładać na później tego, co możemy zrobić teraz, że warto… To wzywa także do odpowiedzialności za głosicieli Bożego słowa, za tych, którzy w sposób szczególny zostali powołani – za duchownych, za księży.
Wczoraj w sklepie, do którego dosyć często chodzę, zdarzyła się pewna sytuacja. Osoba tam pracująca zna mnie i wie, że jestem księdzem, ale kilkokrotnie zwróciła się do mnie „proszę pana”. Kiedy nie było już klientów, zapytałem: Pani Agnieszko, przecież wie pani, że jestem księdzem, czemu pani mówi do mnie „proszę pana”? – Dla mnie ksiądz jest księdzem przy ołtarzu, a kiedy przychodzi coś załatwić w sklepie, jest panem. – Ale przecież pani ma głęboką świadomość tego, że to jest jedna i ta sama osoba. – Ale ostatnio bardzo zranił mnie jeden ksiądz w kancelarii. Muszę dojść do siebie i uspokoić się, nawet wobec pana, żeby się przełamać się i mówić” proszę księdza”.
To prawda, że jakość posługujących w Kościele bywa różna. To prawda, że jednych słuchamy chętniej, drugich mniej chętniej. Ale prawdą jest, że tych, których darzymy jakąś sympatią i tych, do których jesteśmy uprzedzeni, którzy nie potraktowali nas tak, jak powinni, powołał ten sam Chrystus. Ten sam Chrystus chce przez nich głosić słowo. Nawet kiedy w swoim życiu nie dają czytelnego świadectwa wiary, są wezwani przez tego samego Chrystusa.
Dziś słyszymy o kapłanie Helim, który wziął na wychowanie młodego Samuela, żeby posługiwał jako kapłan w przybytku Pana. Heli miał dwóch synów nadużywających posługi kapłańskiej, ale nie zwrócił im uwagi w należyty sposób. Samuel zostaje do niego posłany przez Boga, aby mu to wypomnieć. Heli niejako nie zdał egzaminu z tego, żeby być powołanym do głoszenia słowa, ale i przez niego Pan Bóg przemówił do Samuela. I przez niego Pan Bóg wskazał, że jest obecny w świecie, do którego kieruje swoje słowo.
Czego szukacie, drogie siostry i drodzy bracia?
Kiedy ostatni raz w naszych modlitwach padła prośba: Boże, nie zaniedbuj księży. Uzdalniaj ich do czytelnego ukazywania nam, że jesteś obecny w świecie, żeby z gotowością młodego Samuela, każdego dnia budzeni przez Ciebie, mówili: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha”.
Kiedy ostatni raz modliłem się za siebie samego, aby przez swoje życie, w swoim domu, w okolicznościach codziennych zmagań życiowych, ludzie patrzący na mnie, powiedzieli: Jak dobrze, że jesteś na świecie, bo mam inne zdanie – dobre zdanie – o Kościele, kiedy patrzę na ciebie chodzącego na Mszę Świętą i żyjącego normalnie, jak człowiek, w okolicznościach życia codziennego.
«Znaleźliśmy Mesjasza» – tak mówią uczniowie innym. «Oto Baranek Boży» – wskazuje Jan Chrzciciel. A my, czego szukamy, przychodząc na Eucharystię?
Dobry Pan Bóg błogosławi nam, abyśmy nie tyle mówili o tym, że jest na świecie dużo zła i wrogów, ile pokazywali, że znaleźliśmy Mesjasza.
Drogie siostry i drodzy bracia, czego szukacie?
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.