Dzielmy się Dobrym Słowem na 14.01.2009 r.

U drzwi

  Chrystus wie, w którym momencie ma zadziałać. My stoimy u drzwi. Tak naprawdę w tym obrazie nie kryje się Chrystus, który siedzi za biurkiem i ma niezwykle dużo papierów, spraw do pozałatwiania, ale kryje się Ktoś, kto gorącym Sercem pragnie rozgrzać serca stojących na zewnątrz, w zimnie. To uspokojenie serca, dotarcie do niego z łaską, wymaga czasu. Chrystus nigdy tego nie krył przed swoimi uczniami, przed wyznawcami. Wymaga to czasu oczekiwania w kolejce. Tak naprawdę, to On stoi u drzwi i kołacze. Tak naprawdę przy tych drzwiach klamka jest wciąż po naszej stronie. To my możemy je otworzyć, to z naszej strony potrzebny jest wysiłek.

Sięgam do Dobrego Słowa, znajduję chwilę na rozważanie i czekam, czy dotrze do mnie przesłanie, które przyniesie mi ulgę, pozwoli jeszcze raz na kolejny krok, czy będzie coś, co przemówi do mojego serca i uspokoi je, że mimo tylu niepokojów, może bić dalej. Czy będzie ktoś, kto bardzo skutecznie przemówi do mojego wnętrza: Bij, serduszko, bij.

Może niejednokrotnie zbliżamy się do Dobrego Słowa z takimi nastawieniami, kiedy przychodzi nam je rozważać. Dobrze by było, gdyby się pojawiała tęsknota i oczekiwanie z nadzieją, że choć tu usłyszę coś, co mnie dotknie, co mnie uwzględni w całości – nie tylko w tym, co przeżywam, może błędnie odczuwam, ale dotknie mnie najgłębiej.

Chrystus w tym słowie w mocy Ducha Świętego jest obecny z władzą nad wszelkimi niepokojami, atakami złego. To On jest najbardziej poszukiwany, najbardziej wytęskniony, jako Zbawiciel.

Możemy dziś śmiało pospieszyć za Nim razem z Szymonem i towarzyszami, którzy Go szukają, odnajdują i mówią: «Wszyscy Cię szukają». Panie, wszyscy sięgają do Ciebie, jako do źródła nadziei.

Gdzieś pod powłoką i przykrywką tego, co nazywa się chwilowym pocieszeniem, jakimś odegranym spektaklem dobrego samopoczucia czy też używką przynoszącą ulgę na jakąś chwilę, na moment, kryje się niedosyt, oczekiwanie czegoś głębiej, a tak naprawdę kogoś głębiej.

«Wszyscy Cię szukają». Razem z Szymonem i towarzyszami powtarzamy to, spiesząc do rozważań Dobrego Słowa. Jezus jest w nich obecny. Jest obecny w każdym słowie, w każdym wydarzeniu, które słowo nam przynosi, bo przecież rozważając Ewangelię, rozważając słowa Pisma Świętego, wchodzimy w wydarzenia przez nie opisywane. Przez te pragnienia jesteśmy nastawienia na spotkanie Chrystusa żywego i prawdziwego. Chcemy, aby słowo stawało się ciałem. Niezmiernie potrzebujemy wyrażać nasze pragnienia, potrzeby, przedstawiać je Panu w różnej formie. Czasem wypowiadanie naszych pragnień odbywa się w słowach, czasem w milczeniu, czasem w uczuciach, nieraz bardzo sprzecznych, wykluczających się. Ale one wszystkie zmierzają do jednego – poszukiwania Chrystusa.

Jezus przechodzi z miejsca do miejsca. Chce dotrzeć do każdego człowieka. Przechodzi z pokoju do pokoju, biegnie po łączach internetowych, spieszy ze swoim słowem – z Dobrym Słowem – do każdego. Pragnie dotknąć swoją mocą. Chce prawdziwego spotkania. Tak naprawdę, jeżeli budzą się w nas pragnienia odnalezienia jakiejś pociechy, ulgi i osoby, która w pełni jest w stanie dotknąć nas głębiej, to budzą się one w nas dlatego, że Chrystus ich pragnie. Chrystus nas pragnie.

Chrystus jest obecny z nami. Jak najbardziej chce spotykać tych, którzy zwracają się do Niego, spieszą do Niego i Go szukają.

Z nastaniem wieczora – jak zauważa ewangelista Marek – gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi.

Każdy czeka na swoją kolejkę. Każdy wyczekuje momentu, kiedy przyjdzie ulga. Jest to bardzo wyraźne zaproszenie skierowane do wszystkich podejmujących codzienny trud rozważania słowa Bożego, aby stać u drzwi, czekać na swoją kolejkę, na moment, kiedy Chrystus pozwoli się doświadczyć, objawi się nam w taki sposób, że nasze serce dozna spokoju, uzdrowienia.

Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.

Chrystus wie, w którym momencie ma zadziałać. My stoimy u drzwi. Tak naprawdę w tym obrazie nie kryje się Chrystus, który siedzi za biurkiem i ma niezwykle dużo papierów, spraw do pozałatwiania, ale kryje się Ktoś, kto gorącym Sercem pragnie rozgrzać serca stojących na zewnątrz, w zimnie. To uspokojenie serca, dotarcie do niego z łaską, wymaga czasu. Chrystus nigdy tego nie krył przed swoimi uczniami, przed wyznawcami. Wymaga to czasu oczekiwania w kolejce. Tak naprawdę, to On stoi u drzwi i kołacze. Tak naprawdę przy tych drzwiach klamka jest wciąż po naszej stronie. To my możemy je otworzyć, to z naszej strony potrzebny jest wysiłek.

Droga siostro i drogi bracie, Chrystus staje u twoich drzwi i przychodzi do ciebie z mocą, którą jest w stanie ogarnąć to, czego ty nie możesz ogarnąć. W tej chwili nie jest przy tobie jako ktoś, kto chce wypunktować miejsca, w których znowu coś źle zrobiłeś, nie wykazałeś się nadzwyczajną starannością o wiarę. On pragnie ci podziękować za każdy trud, nawet błahy, nawet za te chwile dnia, które całkowicie są do wyrzucenia przez zmarnowanie czasu, w których westchnąłeś: Boże, miej miłosierdzie. To są miejsca spotkania z tobą. On tak liczy dzień. On tak liczy godziny. On tak patrzy na upływający czas, bo jest Bogiem zainteresowanym naszym zbawieniem. Nie przyszedł, aby wypunktować miejsca, w których nie nadajemy się do kochania. To właśnie złe duchy wyrzucane przez Niego, powracające w Ewangelii Marka, sprawiają, że mamy w sobie tendencję do złych myśli, do niewłaściwego interpretowania otaczającej nas rzeczywistości, do skupiania się na tym, co złe, niewłaściwe, niedobre, a nie szukania z pośpiechem, tak jak robi to Piotr z towarzyszami, Jezusa, gotowego trafić do nas ze swoją łaską.

Nawet gdybyśmy nie stali pod drzwiami, słyszymy dziś w Ewangelii, jak Jezus odpowiada na Szymonowe «Wszyscy Cię szukają». Mówi: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». Pójdźmy gdzie indziej, pójdźmy do ciebie. Pozwól Mu zamieszkać dziś w tobie, zgadzając się, mówiąc: Tak, Panie, ja naprawdę Cię pragnę. Wypłacz, wykrzycz to, wyduś z siebie, wymęcz to, zemdlej na modlitwie – odnosząc to do Ogrójca – żeby anioł z nieba mógł objawić ci pomoc, jaką przynosi Chrystus.

I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Po całym twoim pokoju, po całym życiu, po planie twojego dnia chodzi Chrystus. Uczy, przypomina, posyła natchnienia, które kierują twoje myśli na całkowitą zmianę patrzenia na siebie z kogoś, kto nie nadaje się do kochania, na kogoś, kto przede wszystkim potrzebuje Jego miłości – tej miłości, której On udziela. Naucza i wyrzuca złe duchy. Wyrzuca to, co złe.

Chrystus tak się jawi, tak przychodzi w Ewangelii, w swoim słowie. A ponieważ Jego wyznawcy uczestniczą we krwi i ciele – jak zauważa autor Listu do Hebrajczyków – czyli spotyka ich to, co wszystkich ludzi, dlatego i Jezus także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy przez całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli.

Chrystus wpisuje się w codzienność, aby przez śmierć pokonać tego, który chce nas pokonać, który każdą naszą porażkę wykorzystuje bezwzględnie i bezlitośnie jako dowód na to, że Bóg odwraca się od nas. Ktoś zauważył, że jeśli jesteśmy świątynią Ducha Świętego, to najskuteczniejszym działaniem złego ducha jest uczynienie z nas jaskini zbójców, bo diabeł wie, że Boga najbardziej zaboli to, kiedy z jego ukochanych stworzeń, świątyń, uczyni ohydę spustoszenia.

Aby pokonywać tego, który dzierży władzę nad śmiercią, Chrystus sam umiera.

Droga siostro i drogi bracie, jeżeli zmagasz się ze swoimi myślami, aby wytrwać przy Bogu napełniającym twoje myśli pokojem i radością, to nie dziw się, że będziesz umierać, że będzie szczypać, boleć, nastanie ciemność, że w pewnym momencie pojawi się umieranie z najmniej oczekiwanego miejsca. Jeżeli Chrystus chce pokonać w tobie to, co jest niszczącym i miażdżącym działaniem złego, to pragnie razem z tobą umierać. Dlatego, kiedy pojawia się trud, pojawia się to, czego kompletnie się nie spodziewałeś, czyli jakaś konkretna porażka, kolejne niewywiązanie się z przynależności do Chrystusa, z wierności Jemu, to pojawia się także zaproszenie do śmierci. To boli. Boli zmaganie się ze sobą. Jedyne, co nam się wówczas pojawia, to: nie mam sił, nie chcę tego. Tak to wygląda. – Ojcze, nie to, co ja chcę, lecz to, co Ty chcesz, niech się stanie – mówi Chrystus.

Doskonalimy się w otwieraniu naszego serca, zawierzeniu się Jezusowi w modlitwie, w naszych zmaganiach, w walce.

Chrystus przygarnia nie aniołów, ale potomstwo Abrahamowe, czyli nas – takich, jakich ma w tej chwili, z takim, a nie innym stanem wiary, nadziei, miłości. Aby nas przygarnąć, musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem – czyli tym, który łączy człowieka z Bogiem – dla przebłagania za grzechy ludu – aby oczyścić lud, aby Bóg mógł się cieszyć tobą i mną na wieki.

W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.

Droga siostro i drogi bracie, próby stanowiące nieodłączny element naszego życia, są zaproszeniem do łączności z Chrystusem. Jezu, ja umieram, nie chcę żyć. W tym momencie, patrząc na to, co się dzieje we mnie – możemy tak powiedzieć – naprawdę nie chcę żyć, nie chcę psuć życia. Umieraj ze mną. To jest rozwiązanie. Nie jest rozwiązaniem wejście na drogę prowadzącą donikąd, do samooskarżeń, samosądów, takich, jakich przykład odnajdujemy w Judaszu. Umieraj ze mną, Jezu. Razem ze mną bądź poddany tej próbie. Proszę Cię, bądź tu blisko. Nawet kiedy moja zdolność rozpoznawania Ciebie jest zerowa bądź mniejsza niż zero, bądź przy mnie.

Chrystus pragnie takich dialogów z Nim. Chce najbardziej szczerego wyznania wydobywającego się z nas – wyznania, w którym kryje się zaproszenie, aby wszedł do naszego serca jako Zbawiciel i Mesjasz, uznania Go za jedynego Zbawiciela. Nie są moim zbawieniem wyobrażenia o życiu, moje pocieszenia, chociaż też są istotne. Moim zbawieniem jest Chrystus.

Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu, dlatego daje nam Chrystusa, dlatego w Dobrym Słowie chce przyjść ci z pomocą, z ulgą, i chce cię zaprosić do trwania dalej, nawet gdybyś w słowie nie znalazł żadnej ulgi poza zachętą do tego, by niejako stać w kolejce u drzwi Chrystusa.

Droga siostro i drogi bracie, co w ostatnim czasie jest twoim umieraniem?

Kiedy ostatnio wołałeś Chrystusa całą mocą i niemocą swojego umierania, aby razem z tobą był w tych próbach?

Gdzie ostatnio pojawia się w tobie obraz Boga, który mierzy się z życiem razem z tobą, a gdzie pojawia się przekonanie, że Bóg się od ciebie odsuwa?

Panie, prosimy Cię, przymnażaj nam wiary w to, że w czym sam cierpiałeś, będąc doświadczany, w tym przyjdziesz z pomocą tym, którzy są poddani próbom, to znaczy, przyjdziesz do mnie, do mojego pokoju. Właśnie przez te rozważania pukasz, przychodzisz i chcesz, aby Cię zaprosić, bo tak szanujesz moją wolność, że nie zrobisz ani kroku dalej. Bo kochasz. Chcesz, aby w wolności wybrzmiało ze mnie, w jakiejkolwiek formie – czy to w słowie, w milczeniu czy w krzyku – zaproszenie Ciebie jako Zbawiciela, konkretne opowiedzenie się i wyznanie, że jedynym, kto może mi pomóc, jesteś Ty, Jezu Chryste, Synu Boga żywego.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.