Dzielmy się Dobrym Słowem na 10.02.2009

Cała ta moja pobożność...

Gdy patrzę na Twoje niebo, dzieło palców Twoich, na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów, uwieńczyłeś go czcią i chwałą. Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich, wszystko złożyłeś pod jego stopy: Owce i bydło wszelakie, i dzikie zwierzęta, ptaki niebieskie i ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz przemierza.

Pracowite dni Pana Boga w stwarzaniu świata uskładały się w tydzień. Stopniowo pojawiają się Jego pomysły – od form niedoskonałych, do tych doskonalszych. Dzisiaj jesteśmy świadkami opisu przedstawiającego powołanie do istnienia żywych organizmów – od różnych potworów morskich, wszelkiego rodzaju istot pływających, którymi zaroiły się wody, poprzez ptactwo skrzydlate różnego rodzaju, aż do najdoskonalszego obrazu i podobieństwa, śladu Boga w świecie, jakim jest człowiek.

Człowiek to najdoskonalszy ślad Boga w świecie. Na obraz i podobieństwo Jego miłości, Jego Serca, Jego życia, zdolności do wchodzenia w relacje, pojawia się człowiek. Pan Bóg ma na swoim koncie pracowity tydzień. Pośród tego tygodnia jest też wyjątkowy dzień, w którym odpoczywa, wliczony również do dzieła stworzenia. Pan Bóg siedem dni stwarza świat, bo przecież siódmy dzień jest także dziełem Jego stworzenia.

Jeden z komentatorów zauważa, że największe wrażenie robi na Panu Bogu ten dzień, w którym stwarza człowieka. Pan Bóg niejako siada z wrażenia. Pojawiają się tu słowa odróżniające ten dzień od poprzednich: Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre. A więc istotnie, stworzenie człowieka to wielki dzień w tygodniu stwórczym Pana Boga. To Jego wielkie dzieło. Chwałą Boga jest żywy człowiek – mówił jeden ze świętych. – Jesteśmy Jego wielką radością – każdy i każda z nas. Nie zmienimy jej prawdy, nawet gdybyśmy jej jeszcze nie odkryli, byli w drodze do odkrywania jej, czy też uciekali od jej przyjęcia. Jesteśmy radością Boga. Tak. Nawet kiedy przeglądając się w lusterku, nie dostrzegamy należytej ilości powodów, żeby tak było. Nawet kiedy przysłuchując się swojemu sumieniu, swojemu sercu, nie potrafimy usłyszeć tego, co mogłoby rzeczywiście potwierdzać, że Bóg fascynuje się nami. Nawet kiedy patrząc na swoje czyny, nie znajdujemy takich, które mogłyby być owocami cieszącymi Serce Boga. Ciągle jesteśmy Jego marzeniem, które realizuje i spełnia.

Jesteśmy tym szkicem rysunku, który Bóg ciągle gdzieś poprawia – jak zauważył o. Augustyn Pelanowski, sam zresztą posiadający uzdolnienia w tym kierunku. Bóg poprawia ten szkic, bo chce namalować piękny, kolorowy obraz. Ma na to całą doczesność, bylebyśmy Mu nie uciekali spod ołówka, spod Jego pędzli, farb, którymi są różne wydarzenia, sytuacje, relacje. Bogu są też potrzebne ciemne kolory, czyli chwile bólu, osamotnienia, cierpienia. Wszystko w Jego palecie barw ma swoją wartość.

Droga siostro i drogi bracie, słowo Boże zachęca nas dzisiaj do wdzięczności za takie podejście Boga do człowieka, za Jego nieustanną troskę w stwarzaniu nas ciągle na nowo na swój obraz i podobieństwo, odnawianie tego obrazu i podobieństwa. Najpiękniej dokonuje się to dziękczynienie w Chrystusie ukazującym prawdziwy i piękny obraz człowieka. Razem z psalmistą dziękujmy zatem dzisiaj Panu Bogu i pozwólmy sobie na odrobinę zachwytu nad Jego cierpliwością, miłością, Jego pomysłami i mądrością w stwarzaniu nas ciągle na nowo każdego dnia.

Gdy patrzę na Twoje niebo, dzieło palców Twoich, na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów, uwieńczyłeś go czcią i chwałą. Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich, wszystko złożyłeś pod jego stopy: Owce i bydło wszelakie, i dzikie zwierzęta, ptaki niebieskie i ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz przemierza.

Kim jestem, że pamięta o mnie Bóg? Co takiego we mnie dostrzega każdego dnia, że budzi mnie i daje kolejny dzień życia? Jak tu nie wpaść w zachwyt? Trzeba rzeczywiście wyjątkowo się starać, żeby uciec przed refleksją, do której namawia nas dzisiejszy fragment Księgi Rodzaju. Po zdrowym spotkaniu ze słowem Bożym powinna ona zaowocować wdzięcznością.

Droga siostro i drogi bracie, czując czy nie czując, dostrzegając powody czy też kompletnie ich nie widząc, spróbuj Panu Bogu podziękować, że On dostrzega w tobie wartość. Proś Go, aby pomógł ci spoglądać na twoje życie tak, jak On je widzi, a niekoniecznie tak, jak ty pragniesz je oceniać.

Lepiej mieć dystans do swoich przekonań religijnych, niż być ich pewnym w stu procentach. Dlaczego? Bo ten dystans pozwala na wykształcenie w sobie większej otwartości na działanie Pana Boga, Jego obecność w życiu, szukanie Go w konkretach. Natomiast pewność może wprowadzić nas w przyzwyczajenie, w rutynę i nieliczenie się z tym, że nie wszyscy mogą być pewni swojej tożsamości religijnej, jako chrześcijan.

Dzisiaj Chrystus zaprasza nas w Ewangelii do przyjrzenia się swojej pobożności, religijnym natchnieniom, podejściu do spraw, które nazywamy świętymi, czyli do modlitwy, przeżywania Eucharystii, czy też innych form pobożności. Okazją do tego jest spotkanie u Jezusa faryzeuszów i kilku uczonych w Piśmie, przybyłych z Jerozolimy. Zauważają oni, że niektórzy z uczniów Jezusa biorą posiłek nieczystymi, tzn. nieumytymi rękami.

Według wyznawców bardzo jednoznacznie praktykujących przepisy i tradycję żydowską, jest to wielkie przestępstwo powodowane nie tyle niezachowaniem jakiejś formy absurdalnego przepisu – żeby myć ręce przed posiłkiem – ile związane z bardzo głębokim teologicznym uzasadnieniem. Jeżeli Bóg daje chleb, to w tym posiłku ofiarowuje siebie samego, co wypływa z Jego troski o człowieka. Żeby zatem przyjąć dar należycie, trzeba mieć odpowiednie usposobienie i zewnętrzne obmycie miało dać temu wyraz. Jestem czysty wobec tego daru, z jakim Bóg do mnie przychodzi. Przy czym każdy przepis, każdą praktykę religijną, można niestety wypaczyć i tutaj właśnie mamy do czynienia z wypaczeniem. Demaskuje je Chrystus i bardzo jednoznacznie próbuje się z nim rozprawić.

Najwyraźniej w przypadku faryzeuszów i uczonych w Piśmie sprawy zaszły bardzo daleko. Wnioskujemy to po tonie, w jakim Chrystus się odzywa, czy też bardzo ostrej wypowiedzi, do jakiej się posuwa. Zamiast bowiem głębokiego uzasadnienia religijnego pojawia się u faryzeuszów i uczonych w Piśmie tylko rytuał, przyzwyczajenie, jakaś machinalna czynność, zabieg wyłącznie techniczny.

Pytanie faryzeuszów i uczonych w Piśmie jest skierowane do Chrystusa: Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami? Odpowiedź pada rzeczywiście bardzo mocna: Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie.

Chrystus posuwa się do tego sformułowania, bo sprawy zaszły bardzo daleko. Demaskuje obłudę, bezduszność, brak serca, które wyprowadziło się z tych rytuałów, nie jest obecne w zewnętrznych czynnościach. Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ile serca wkładam w moje relacje z Panem Bogiem? To serce czasem jest pełne radosnego usposobienia, a czasem po prostu zbolałe, takie, które ledwo przytaszczyłem do rozważań słowa, do modlitwy, Eucharystii.

Ile zatem serca jest obecnego w tym, co robię teraz w moim spotkaniu z Panem Bogiem?

Na ile to serce poddawane jest miłosnemu osądowi, który dokonuje się również w tym ostrym stwierdzeniu: Czcisz Mnie tylko wargami, lecz sercem jesteś daleko ode Mnie?

Na ile chcę przyjąć pouczenie, jakie Chrystus z dzisiejszej Ewangelii do mnie kieruje, zapraszając do przyjrzenia się mojej pobożności, odniesieniu się do Niego w tych praktykach, jakimi są różne formy pobożności: adoracja, rozważanie słowa, Eucharystia?

Prawdziwa pobożność nie wyraża się tylko w podejściu do Pana Boga w różnych rytuałach i modlitwach, ale przekłada się na konkretne relacje do braci i sióstr, do bliskich. Stąd Chrystus odwołuje się do przykazania: Czcij ojca swego i matkę swoją. Zauważmy, że po pierwszych trzech przykazaniach regulujących relację człowiek – Bóg, na pierwszym miejscu w szeregu regulującym związki między ludźmi pojawiają się relacje rodzinne: do ojca, matki, dzieci, synów. Jezus mówi: Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: «Czcij ojca swego i matkę swoją» oraz: «Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie». A wy mówicie: «Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie», to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki.

Przypomnijmy, że Korban był to dar składany jako święty w ofierze Bogu i wielu składających go zwalniało się tym samym z prostego obowiązku, jakim było utrzymanie rodziców, czy konkretna pomoc im. Niektórzy przełożyli więc swoją pobożność nad konkretny jej wyraz w relacjach z ludźmi, pomijali ludzi i to najbliższych. Dodajmy, co jest niezmiernie ważną wzmianką, że nie chodzi tylko o relacje dzieci do rodziców, ale także rodziców do dzieci. To działa w dwie  strony, jak naczynia połączone. Tego przykazania nie wolno wykorzystywać, zresztą jak żadnego innego, do gloryfikowania jednych kosztem drugich: wywyższania rodziców, a poniżania dzieci lub na odwrót.

Może niestety nastąpić taki nieporządek w relacjach związanych z naszym wyznawaniem wiary, że tak będziemy się troszczyć o Pana Boga, że zaniedbamy człowieka. Stąd pytanie: Na ile moja religijność, relacje z Panem Bogiem, przekładają się na relacje z ludźmi, szczególnie z moimi bliskimi?

Czy są to zdrowe relacje?

Czy mam zdrowe podejście do swoich dzieci jako mama, jako ojciec?

Czy potrafię dostrzec ich wrażliwość, ich niedojrzałość i czy umiem im mądrze towarzyszyć, pomagając wzrastać, odkrywając to, co słabe, i wzmacniając miłością?

Czy jako syn, jako córka, potrafię dostrzec w moich rodzicach ludzi także potrzebujących miłości, będących darem, jaki otrzymałem od Pana Boga, w którym mam doszukiwać się śladów Jego obecności i troski o mnie?

Czy traktuję ich jako ludzi też mających swoje uczucia, gorsze i lepsze dni?

Chrystus dodaje: Znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie. To jest najpoważniejsze wykroczenie, jakie możemy popełnić: nazwać słowem Bożym to, co nim nie jest, co jest tylko ludzką tradycją, jakąś ludzką mądrością, opinią.

Czasem może być taka sytuacja, że przeakcentowujemy czynnik ludzki w naszych relacjach z Panem Bogiem. Oznacza to, że jeżeli przychodzi nam przedstawiać w modlitwie naszą warstwę przeżyć, posiadanej wrażliwości, nasz bunt, ból, gorycz czy żal, możemy mieć pokusę, żeby na tym zakończyć modlitwę. Wyżalę się Panu Bogu – mam do tego pełne prawo, co należy podkreślić z całą mocą – ale na tym kończę spotkanie z Nim. Panie Boże, masz wysłuchać moich żalów, absolutnie nie zostawiam czasu na to, żebyś przemówił. Może to być głębsza interpretacja przesłania dzisiejszej Ewangelii i bardziej praktyczne odczytanie jej, dostosowane do naszych relacji z Panem Bogiem. Często może tak niestety być. Siadam przed Panem Bogiem, każę Mu słuchać, kończę i niech się tylko odezwie lub niech się spróbuje odezwać inaczej, niż oczekuję... Jak się odezwie inaczej, niż oczekuję, to nie rozmawiamy. I to jest właśnie uchylanie słowa Bożego, bo nie robię Panu miejsca kosztem mojej tradycji, mojego podejścia, moich wersji wydarzeń.

Nie wolno nam wpadać w dwie skrajności. Pierwsza polega na tym, że w ogóle nie rozmawiam z Panem Bogiem o swoich sprawach, a druga na tym, że mówię Mu tylko to, co będzie ugrzecznione, co uzewnętrzni miłe usposobienie religijne. Chodzi o to, żeby był czas na wypowiedzenie, wypłakanie, wyśpiewanie tego, co noszę w sercu, i czas na działanie słowa Bożego, czas na milczenie, na wsłuchiwanie się w Bożą wersję wydarzeń, w komentarz Pana, w Jego zaangażowanie, bo Pan Bóg nie jest kibicem mojego życia, ale jego bardzo aktywnym, mobilnym uczestnikiem.

Ile w tobie, droga siostro i drogi bracie, jest otwartości na Boże przesłanie?

Gdzie ostatnio w modlitwie odkrywasz, że brakuje ci czasu na wsłuchiwanie się w słowo Boże, a znajdujesz czas na to, żeby przed Panem Bogiem wylewać swoje żale?

Czy potrafisz znaleźć proporcje dla twojej ludzkiej strony i komentarza, relacji o dziejących się wydarzeniach i ciszy, działania słowa Bożego, które przychodzi z mądrością?

Zakończmy rozważania modlitwą Silvano Faustiego: Panie, Ty potwierdzasz, że jesteśmy rzeczywiście zdolni okłamywać siebie, aby nie poznać Ciebie. Prosimy Cię, abyś nam otworzył oczy, byśmy widzieli to, co czyni z naszego serca niewolnika siebie i trzyma je z dala od Ciebie. Pomóż nam zrobić dokładny rachunek z tego, co uważamy za ważne, tak bardzo ważne, że uznajemy to za oczywiste, sprawiedliwe i święte, a co nie przyczynia się do miłości Ciebie i innych.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.