Dzielmy się Dobrym Słowem na 10.03.2009

O wierność słowu

Słuchajcie słowa Pana, wodzowie sodomscy, daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory: „Obmyjcie się, bądźcie czyści. Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu. Przestańcie czynić zło. Zaprawiajcie się w dobrem”. 

 


Jeśli dobre słowo, przez kogoś do nas skierowane, może podnieść na duchu, dodać otuchy, to o ileż bardziej potrafi zbawić słowo, które kieruje sam Bóg. Proste słowa, wypowiedziane z serca, rzeczywiście są w stanie uleczyć serca. Mogą podnosić je na duchu, dodawać wigoru i sił. Bóg wybrał taki sposób zbawiania ludzi – przez słowa, w prostocie słowa.                                                                                              

 

Troska o to, aby słowo rzeczywiście było naznaczone Duchem Świętym i aby było głoszone, bardzo mocno dzisiaj chce do nas dotrzeć z fragmentu Ewangelii zanotowanej przez św. Mateusza. Jezus, zdając sobie sprawę z mocy słowa, nie tylko zachęca do pozostania Mu wiernym w codzienności wtedy, gdy osoby głoszące słowo robią to w sposób właściwy i prowadzą do niego swoim stylem życia. Szokujące jest to, że Jezus poleca także, aby słuchać słowa wypowiadanego przez takich głosicieli, którzy nie przeżywają go w codzienności.

Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie.

Ileż tutaj mądrości Chrystusa! Ile troski o wierność słowu. Nawet wówczas, kiedy osoba głosząca je wydaje nam się kompletnie oddalona życiem od tego, co mówi. Chrystus demaskuje takie postawy, nazywając po imieniu i absolutnie nie szukając dla nich usprawiedliwień. Mówi z całą mocą swojej miłości, która chce dotrzeć także do faryzeuszy, obłudników, ale absolutnie nie po to, aby ich wybielić w znaczeniu: dać przyzwolenie – niech sobie dalej tak postępują. Chrystus chce nimi wstrząsnąć, by rzeczywiście przylgnęli sercem do głoszonego słowa.

Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.

Niechęć do stosowania słowa we własnym życiu i upodobanie w nakładaniu wymogów słowa innym osobom, charakteryzuje postawę uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Niesamowite, co Chrystus w tych słowach nam przekazuje: Pozostań wierny słowu, nawet gdy słyszysz je niechlujnie wypowiadane. Nawet gdy widzisz, że osoba podejmująca się interpretacji słowa daleka jest od niego sercem.

Święty Paweł, bardzo mocno zaangażowany w posługę słowa, herold słowa, w Liście do Filipian zauważa, że zaczyna być ono głoszone także przez inne osoby. I w Duchu Świętym, którego Jezus przybliża dzisiaj w Ewangelii, wypowiada takie zdania: I tak więcej braci ośmielonych w Panu moimi kajdanami, bardziej się odważa głosić bez lęku słowo Boże. Niektórzy wprawdzie z zawiści i przekory, inni zaś z dobrej woli głoszą Chrystusa. Ci ostatni głoszą z miłości, świadomi tego, że jestem przeznaczony do obrony Ewangelii, tamci zaś, powodowani niewłaściwym współzawodnictwem, rozgłaszają Chrystusa nieszczerze, sądząc, że przez to dodadzą ucisku moim kajdanom. Ale cóż to znaczy? Jedynie to, że czy to obłudnie, czy naprawdę, na wszelki sposób głosi się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył. Wiem bowiem, że mi to wyjdzie na zbawienie, dzięki waszej modlitwie i pomocy udzielanej przez Ducha Jezusa Chrystusa. Zgodnie z gorącym oczekiwaniem i nadzieją moją, że w niczym nie doznam zawodu.

Mam pozostać wierny słowu. Trwać przy nim bez względu na to, z jakich ust jest ono do nas kierowane, jakimi intencjami powodowani są ci, którzy podejmują się jego wyjaśnienia.

Droga siostro i drogi bracie, wezwanie do wierności słowu po raz kolejny próbuje dotrzeć do naszych umysłów i serc. To musi być naprawdę rzecz zbawienna – głupstwo głoszenia słowa – skoro Chrystusowi bardzo zależy na tym, aby pozostać jej wiernym.

Na ile w tym przekonywaniu Chrystusa odnajdujesz się jako ktoś, do kogo mówi On osobiście, aby pozostał wierny słowu? Na ile bierzesz do siebie Jego niezwykle mocne miłością przynaglenie do wytrwałości przy słowie, żeby nie szukać żadnych usprawiedliwień, aby nie zaprzestać przyjmowania go, słuchania i rozważania?

Chrystus demaskuje zło u głosicieli słowa, ale przecież zwraca się z tym także do nas. Może się okazać, że często w naszym życiu nie pojawia się widoczny znak potwierdzający, że jesteśmy wierni słowu. I w nasze serca może się wedrzeć faryzeizm. Co wtedy? Wtedy tym bardziej powinno wydobywać się z nas wołanie o Ducha Świętego: Panie Boże, młotem kruszącym skały, jakim jest twoje słowo, roztrzaskaj moją obłudę, dwulicowość, słuchanie twojego słowa i nieprzekładanie go na życie.

Droga siostro i drogi bracie, warto wykłócać się, prowadzić z Panem spór o to, aby oczyszczał nas z obłudy. Zachęca nas do tego prorok Izajasz, kiedy wypowiada bardzo mocne słowa w imieniu Jahwe: Słuchajcie słowa Pana, wodzowie sodomscy, daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory: „Obmyjcie się, bądźcie czyści. Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu. Przestańcie czynić zło. Zaprawiajcie się w dobrem”.

To wezwanie do demaskowania obłudy jest naznaczone trudem. Trudem głoszącego, który musi wypowiadać tak mocne słowa, niejako wyzywając słuchaczy od ludu Gomory i Sodomy, czyli wszelkich obrzydliwości. Ale celem tej przemowy jest pomoc w otrząśnięciu się, w uprzytomnieniu sobie, jak wielki dar otrzymujemy, kiedy słuchamy Bożego słowa. Ono przemienia nasze serce z nieczułego na takie, które potrafi przyjąć miłość i kochać.

Tam, gdzie mogę, podejmuję wytrwałe starania, aby stawać czystym wobec słowa, aby rzeczywiście przekładać je na konkrety życia. Tam zaś, gdzie zabraknie mi sił, słyszę wyraźne przynaglenie ze strony proroka: Zaprawiaj się w dobrym. To znaczy nie traktuj wierności słowu jak automatu. Masz się uczyć pozostawania jemu wiernym. Ilekroć odkrywasz swoją niezgodność życia, tylekroć jesteś wezwany do tego, by dalej się zaprawiać. A kiedy braknie ci cierpliwości, Pan mówi wyraźnie przez proroka: Chodź i spór ze Mną wiedź – nawet się pokłóć ze mną, abym pomagał ci bardziej. Żebym jeszcze intensywnie leczył cię z tego, czego nie widzisz, mocą słowa, które cię przemienia.

Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone były jak purpura, staną się jak białe wełna.

Potrzebujemy uległości wobec głoszonego nam słowa. Potrzebujemy wytrwałości w zaprawianiu się w dobrem.

Droga siostro i drogi bracie, jak często patrzysz na siebie z troską, która przekłada się na cierpliwość do siebie samego? Ile razy w ostatnim czasie powiedziałeś sobie samemu dobre słowo, potraktowałeś się jako osobę kochaną przez Boga? Gdzie brakuje ci względem Pana stanowczości w modlitwie o uległość twojego serca?

Jezu, dziękujemy Ci za tak mocny akcent kładziony na wierność Twojemu słowu. Pomagaj nam, abyśmy potrafili w posłuszeństwie wiary zostać przy twoim słowie nawet wówczas, gdy wszystko naokoło wskazywałoby, że powinniśmy sobie z nim dać spokój.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.