Dzielmy się Dobrym Słowem na 28.02.2009


Pod spojrzeniem Jezusa 
 
Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem.
 
«Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników».

                W czasie Wielkiego Postu uczymy się odkrywania bliskości Pana. Dla tej bliskości chcemy poświęcić wszystko. Abyśmy ją odkryli, Kościół proponuje różne praktyki postne. Jeżeli ktoś jeszcze ich nie ma, to dzisiejsze słowo Boże daje kilka podpowiedzi.

                Prorok Izajasz notuje słowa Pana i głosi je: Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem.

                Nie chodzi o to, żeby szukać nadzwyczajnych wyrzeczeń czy miejsc pracy nad sobą, by być bliżej Pana. Mamy sięgnąć po to, co najczęściej tłucze się nam po sercu, umyśle i w relacjach z innymi ludźmi. Być może grożę komuś palcem, nieustannie wytykając błędy. Słowo zachęca: można wziąć to na rusztowanie, na warsztat, i pracować nad tym, żeby przestać wytykać innym błędy, grozić komuś.

Być może jest jakieś jarzmo blokujące przepływ radości w moim sercu, przepływ pogodnego zaufania Panu. Boję się zawierzenia Bogu… To jest moje jarzmo, które gdzieś w sobie odkrywam. Niewykluczone, że nad tym trzeba pracować, że to jest moje miejsce spotkania, wyrzeczenia, trudu, wysiłku, które ma mi pomóc odkryć bliskość Pana.

Być może kolejny raz kwituję kogoś, kto potrzebuje chleba, że takich jest na pęczki, że są ich tysiące, miliony. Trzeba mądrze udzielać pomocy. Niech się twoja ręka spoci, zanim da coś komuś w pomocy. Ale być może każdego kwituję w ten sam sposób, że nie potrzebuje wsparcia, że jest kolejnym zdziercą i oszustem.

Być może ktoś dawno nie usłyszał ode mnie dobrego słowa – takiego najzwyczajniejszego w świecie: Co u ciebie? Może ciągle słyszy, co u mnie?... Może ciągle słyszy, jak to mnie jest ciężko?

Proste podpowiedzi słowa uczą zbliżania się do Pana, bo cel tych praktyk i wyrzeczeń ma być jeden: zbliżyć się do Niego. Nie szukać nadzwyczajnych rzeczy, nie mnożyć postów, wyrzeczeń, ale chwycić się jednej sprawy. Gdy mówię sobie: postanawiam w Wielkim Poście poprawić się ze wszystkiego, z niczego się nie poprawię. To ma być jedna, konkretna, najbardziej bliska w moim zmaganiu sprawa. Jedna pociągnie resztę.

Podpowiada to Pan przez proroka Izajasza narodowi, który po powrocie z niewoli babilońskiej żył w przekonaniu, że zanoszone modlitwy i posty powinny już zadziałać. Pan powinien pokazać swoje pogodne oblicze, powinien być przychylny.

Naród mówi: pościmy, a Ty w ogóle na nas nie patrzysz. Pragniemy Twojej bliskości, a nie doświadczamy jej. Jest przekonany, że robi wszystko, co do niego należy, natomiast Bóg nie robi wszystkiego, co do Niego należy. Pan Bóg jest także przekonany, że to, co robi, jest dobre. Nie ma chyba większego spięcia jak wówczas, kiedy spotykają się dwie osoby o odmiennych racjach, które są przekonane, że one mają rację.

To spięcie w końcu musiało nastąpić. Pan posyła proroka Izajasza, żeby wytknąć to swojemu ludowi. Wczoraj słyszeliśmy: krzycz na całe gardło, wylewaj kubeł zimnej wody, szczególnie na tych, którzy są pewni, że ich religijność jest w miarę poukładana.

Pan przychodzi przez proroka Izajasza, żeby konkretyzować te miejsca, w których serca swoich wyznawców chciałby mieć bliżej.

Droga siostro i drogi bracie, czas na decyzję. Wielki Post nie zakończył się jeszcze Wielką Niedzielą, ale już jesteśmy po środzie popielcowej i przed pierwszą niedzielą Wielkiego Postu.

Co z punktami w twoim charakterze, w relacjach z innymi osobami, w których trzeba by się zbliżyć do Pana, żyć dla Niego, a nie dla siebie?

Co jest twoim postanowieniem?

Wiesz już, nad czym trzeba bardziej popracować, czym zbliżyć się do Pana? – Błagam, nie przedstawiaj listy, ale wskaż jedną, konkretną rzecz.

To pierwsza myśl i przesłanie z dzisiejszego słowa.

Druga bardzo istotna sprawa, która chce do nas dotrzeć z pierwszego czytania, to niezmiernie zaniedbana również przez nas, chrześcijan, katolików, sprawa świętowania szabatu, dla chrześcijan niedzieli. To nie jest rzecz czwartego rzędu. Jest to trzecie z przykazań, które mają regulować relację Pan Bóg – człowiek. Nie mamy bladego pojęcia, ile tracimy przez to, że depczemy świętość dnia Pańskiego. Przestrzega przed tym prorok Izajasz. Świętość dnia Pańskiego to czas, w którym – jak mawiał Jan Paweł II – mamy okazję poprzebywać z sobą, bo na tygodniu jest z tym krucho. Mamy okazję nie tylko odkurzyć meble, ale także wizerunek swojego syna, córki, mamy, taty, siostry, brata. Przebywać z sobą…

Jeżeli przebywanie z sobą przegrało z kultem pieniądza, z wydajnością, bo trzeba być bardziej produktywnym, więc jeszcze szargamy niedzielę, to wali się cały układ, porządek, hierarchia – sypią się priorytety.

Prorok Izajasz bardzo mocno to akcentuje: Jeśli powściągniesz twe nogi od przekraczania szabatu, żeby w dzień mój święty spraw swych nie załatwiać, jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a dzień święty Pana czcigodnym, jeśli go uszanujesz przez unikanie podróży, tak by nie przeprowadzać swej woli ani nie omawiać spraw swoich, wtedy znajdziesz twą rozkosz w Panu.

Stąd ogromna troska i akcent położony na nasze serca i umysły, aby czuwać nad świętością niedzieli, aby z siedmiu dni ten jeden rzeczywiście był specjalnie dla Pana i dla bliskich, aby centralne, najważniejsze, było w nim uczestnictwo w Eucharystii, pozbieranie strasznie zaniedbanych modlitw odkładanych w ciągu tygodnia na później – po Pierwszej miłości, po Barwach szczęścia i innych serialach. Chodzi o to, aby pozbierać to w niedzielę, aby odpocząć w Panu – niekoniecznie chodzi tu o rozumienie odpoczynku, jako śpiewania sobie nawzajem Wieczny odpoczynek, ale niech to będzie odpoczynek w Panu J. Mamy odetchnąć w Panu, żeby był to święty, obmurowany czas, poświęcony Jemu i bliźnim, sobie nawzajem.

Nie jest to błaha sprawa. Nie mamy pojęcia, jak wiele tracimy, tracąc dzień Pański.

To wezwanie prorok Izajasz przedkłada w imieniu Pana ludowi, któremu bardzo jasno pojawiła się przed oczami pokusa odbudowania zniszczonego dziedzictwa. Prorok mówi o pośpiechu, o pracy, która wrze, w następujących słowach: Twoi ludzie zabudują prastare zwaliska, wzniesiesz budowle z odwiecznych fundamentów. To znaczy, znajdziesz obronę w Bogu, znajdziesz dom, mieszkanie w Bogu, tylko szanuj swego Pana Boga, traktuj priorytetowo relację z Nim.

W chęci odbudowania obwarowań miasta, czyli zabezpieczenia go, kryje się głębsze przesłanie. Najpierw mam troszczyć się o relację z Panem, aby inne sprawy jej podporządkować. To prosta prawda, tak łatwo przez nas zaniedbywana.

Mamy troszczyć się o świętość dnia Pańskiego, by znaleźć w Nim odpoczynek i obronę.

Lud izraelski wpadł w przekonanie, że można okazywać szacunek Bogu i lekceważyć człowieka, i tak naprawdę nic złego się nie dzieje, bo Bóg jest najważniejszy. Straszne. Takie coś może i nam się zdarzyć – można okazywać szacunek Bogu i lekceważyć człowieka, bo przecież Pan Bóg jest najważniejszy.

Pamiętamy prawo korbanu obowiązujące w Izraelu. Faryzeusze wyszli z założenia, że pieniądze, które powinni przekazać na utrzymanie rodziców, mogą spokojnie wrzucić do świątynnej skarbony i to załatwi sprawę. Podobnie jest w podejściu do Pana Boga i drugiego człowieka.

Bóg chce nas przemieniać, daje miłość i prosi, aby ją przekazywać. Stąd ogromna troska o to, aby nie było zatorów. Otrzymuję słowo, rozważam je i przekazuję dalej w konkretach życia, w moich postawach. Nie muszę rozważać z kimś tego słowa. Wystarczy, że pokażę je w moim życzliwym, cierpliwym podejściu do tego kogoś. Życzliwym, czyli takim, jakie ma Bóg do mnie – to jest właściwe kryterium – a nie takim, jakie ta druga osoba ma do mnie. Ja nie mam kserować tego, co otrzymuję od innych osób, tylko to, co otrzymuję od Pana.

Chodzi o to, żeby nie było zatorów, żeby przynieść komuś ulgę również przez jałmużnę. Żeby ktoś doświadczył wyzwolenia i mógł bez lęku cieszyć się radością – pozwólmy komuś ucieszyć się drobnostką, która jest dla niego ważna. Zauważajmy drobnostki cieszące naszych rodziców, dzieci, braci, siostry i doceniajmy to – broń Boże nie groźmy palcem i nie wyśmiewajmy.

Trzecia myśl dotyka Ewangelii: Jezus zobaczył celnika. W relacji Łukasza – w przeciwieństwie do relacji Mateusza – akcent jest położony na zobaczył celnika. Ten akcent pozwala nam odkryć bardzo praktyczną dla nas prawdę. Na celnika wszyscy patrzyli jako na potencjalnego złodzieja, dorabiacza na lewo i kogoś, kto przystał na układ z okupantem. Jezus spogląda na niego swoimi oczami. Tylko takie spojrzenie – spojrzenie kogoś drugiego – może pomóc nam zmieniać spojrzenie na siebie. Tylko spojrzenie Jezusa na nas może pomóc nam zmieniać spojrzenie na siebie.

Jest to niezmiernie ważna, centralna prawda dzisiejszych rozważań. Tylko spojrzenie Jezusa, Jego bliskość, nauczy nas bliskości do siebie samych. Tylko Jego wrażliwość nauczy nas wrażliwości na siebie samych. Tylko Jego cierpliwość nauczy mnie cierpliwości do siebie. To bardzo ważna prawda. Dlatego słyszymy: Jezus zobaczył celnika. Ale zobaczył w kluczu miłości, którą przyniósł od Ojca. Zobaczył go siedzącego w komorze celnej, zamkniętego. Zobaczył go w taki sposób, że mógł do niego powiedzieć: Pójdź za Mną, daj się poprowadzić, daj się formować, kształtować, poddaj się Mi.

Poddanie się Chrystusowi nie oznacza wejścia w niewolę, ale bycie wolnym. Poddaj się. On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim.

Dla kogoś, kto dostrzegł, jak patrzy na niego Bóg, doświadczył choć raz w życiu, jak spojrzał na niego, to doświadczenie jest czymś kluczowym, do tego ma się odwoływać. Z niego ma czerpać siłę do dalszego chodzenia za Chrystusem, by patrzeć, jak dziś widzi mnie Chrystus.

Jak na to patrzeć, jak się tego dowiedzieć? – Ze słowa, z dziejących się wydarzeń, rozpatrywanych w kluczu słowa, które ma być przyjmowane w duchu miłości.

Kiedy troszeczkę pospieraliśmy się z kolegą księdzem na temat rozumienia pewnej kwestii, kiedy obstawaliśmy przy swoim, to w pewnym momencie zacytował on św. Augustyna, który mówi, że jeżeli moja interpretacja słowa nie zbliża mnie do miłości Boga, to natychmiast mam jej zaprzestać. Jeżeli otwieram Pismo Święte i czytam słowo, które mnie przeraża i nie zbliża do miłości Boga, to natychmiast mam zaprzestać interpretowania tego słowa w tym kluczu. Tylko miłość, która mnie podnosi, jest kluczem do zrozumienia słowa. Jeżeli źle zinterpretowałem słowo, mam natychmiast weryfikować je w kluczu miłości.

Poznajemy, że Lewi zobaczył, iż jest dostrzeżony, bo urządza ucztę. Chciałby, żeby inni także mogli doświadczyć spojrzenia Jezusa. Nie chce zatoru. Organizuje ucztę, bo tak to działa. Jeśli ktoś został dotknięty przez obecność Boga, bardziej męczy się tym, że nie przekazuje jej innym, niż przekazywaniem. Bardziej boli, męczy i dołuje oraz muli to, że nie składamy świadectwa, niż to, że składamy. Bo fakt, że składanie świadectwa boli, oznacza, że to mnie oczyszcza. Czasem trzeba stchórzyć, żeby nabrać odwagi. Czasem trzeba się skompromitować, żeby być bardziej stanowczym.

Lewi o tym wie, więc zaprasza tych, którym chciałby przekazać spojrzenie Jezusa.

Pojawiają się faryzeuszy i uczeni w Piśmie – specjaliści od potępiania. Poza potępianiem nie mają nic do zaoferowania. Kolekcjonują czyjeś grzechy, potrafią je wyliczyć, wyszeregować, wypunktować. Oni z tego żyją, ale co to za życie. Szemrali, bo brakło im odwagi, żeby głośno zwrócić się do Jezusa. Może mieli i inny powód, bo rzeczywiście widzieli, że Jezus ma znamiona kogoś dysponującego władzą, posiada moc w słowie. Było to dla nich niezrozumiałe, jak może zadawać się z ludźmi, którzy są przeklęci. Ten lud jest przeklęty, bo nie zna Prawa – mówili.

Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?»

Pamiętam z jednej parafii pewną sytuację. Próbowałem różnymi drogami zapraszać młodych ludzi na spotkania biblijne. Na początku przychodziła grupka, która znała się między sobą. Ja ich nie znałem, nie wiedziałem, jakie relacje panują między nimi. Po jakimś czasie ktoś z tej grupki się wyłamał, przestał chodzić. Zapytałem o powód. Dziewczyna odpowiedziała mi: Proszę księdza, dopóki ona będzie chodzić na te spotkania, ja nie przyjdę. Mocne. Jej nie wolno przychodzić na spotkania, a jak jej wolno, to ja nie przyjdę. Na nic były tłumaczenia i mówienie, że przecież nie o to chodzi. Tłumaczyłem: A może właśnie przez nią Pan Bóg chce ci coś przekazać? Nie, nie. Zwyciężyła mądrość własna. Moja klęska, nie udało mi się przyprowadzić tej dziewczyny na spotkanie już nigdy.

Dzisiejsza Ewangelia bardzo mocno kładzie akcent na spojrzenie Jezusa, które ma nas gromadzić i wysyłać. Słowo Jezusa ma nas we Mszy Świętej jednoczyć, wyprowadzać i otwierać na moc Ducha Świętego, którego w Eucharystii mamy zaczerpnąć. Jego siłą mamy iść dalej, wiedząc o tym, że już czeka na nas jakaś Izebel, żeby wbić nam szpilę. Trzeba liczyć się z realiami zgorzknienia, które jest zapowiedzią słodyczy miodu.

«Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników».

Siostro i bracie, błagam cię, bądź grzesznikiem. Uznaj przed Panem, że jesteś grzesznikiem. Nie wspinaj się na wyżyny sprawiedliwych. Pozwól się formować, stopniowo kształtować. Trwaj w słowie pełnym mądrości, nie pozwól go sobie zabrać – nie pozwól ani sobie i własnym nastrojom, ani tym, którzy czekają na to, aby ci je wyskubać, wypunktować, aby ci wykazać, że jesteś niekonsekwentny, bo rozważasz słowo, a w twoim życiu tego nie widać. Nie daj sobie zabrać wierności Pana. Uznaj, że jesteś grzesznikiem, że jesteś chory, bo wtedy przyjdzie Lekarz, Zbawiciel – jest Nim Jezus Chrystus, nasz Pan.

Panie, dziękujemy Ci, że mówisz do nas z wielkim zaangażowaniem w nasze konkretne sytuacje życiowe. Dziękujemy Ci, że poruszasz nasze serca i skłaniasz je do refleksji. Pomóż nam przyjąć to słowo i w miarę naszych możliwości – o tyle, o ile jest to od nas zależne – zastosować je w życiu.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.