"...Dzielmy się Dobrym Słowem" na 19.11.2008 r.


Bez ryzyka się nie da

Nie to, żebym chciał ponarzekać na atmosferę i pogodę, ale bywa czasem dołująca. Niektórzy psychologowie mówią, że jeśli jest tak pochmurno, to warto uchwycić się jednej dobrej myśli.

Pochmurna atmosfera może wprowadzić w nas uśpienie i stworzyć wrażenie, że życie jest w ogóle bez sensu. A takie uśpienie jest rzeczą, na której zależy każdemu, kto chce kogoś zrobić w bambuko, okraść, wyrolować. Często nieświadomie dajemy znak komuś, kto chce nas okraść. Wyobraźmy sobie, że w tłumie ludzi nagle ktoś krzyczy: Uwaga na złodziei! Wtedy co? – Każdy łapie się za miejsce, gdzie ma pieniądze. Jest to świetny zabieg złodziei. Zrobią taką akcję, rozejrzą się i wiedzą, gdzie kto trzyma kasę.

 

Jeżeli nosimy przy sobie pieniądze czy coś atrakcyjnego, to trzeba w jakiś sposób to z nas wydobyć, żeby nas okraść. Podobnie jest z naszym życiem, z przyjaźniami, z miłością. I z wiarą.

Do prawdziwej wiary dochodzi się również poprzez niewiarę. Do żywej wiary dochodzi się również poprzez wiarę trupią. Autentyczna, żywa wiara – do której dochodzi się stopniowo – jest jak ogromne bogactwo, które otrzymaliśmy. Są też złowrogie siły, które chcą, aby to bogactwo zostało nam zabrane. Próbują uśpić naszą czujność. Wmawiają nam, że w tej chwili się nic nie dzieje, bo przecież dzisiejszą Ewangelię trudno jest zrozumieć, więc co tu może się stać nadzwyczajnego? Kompletnie nic. Uśpić czujność. Jeśli uśpimy komuś czujność, to można okraść go z kolejnej dawki marzeń o tym, że życie wcale nie musi być nudne, że przez nudę da się przejść, że można się nauczyć żyć w nudzie.

Z pewnością wielu z nas odczuwa, że istnieje coś takiego, jak zniechęcenie, czyli jeden z najskuteczniejszych sposobów, żeby zabrać nam chęć do czegokolwiek. Jeżeli chcesz kogoś pozbawić bogactwa, to go zniechęć, zacznij mu zmieniać punkt widzenia.

Jeżeli ktoś chce rozwinąć bogactwo, to nie uda się to bez podejmowania ryzyka. Jeżeli nie podejmujemy ryzyka, nie nauczymy się kochać. Nie nauczymy się poznawać, co to jest smak przyjaźni. Zawsze istnieje ryzyko, bo zawsze można się otrzeć o kogoś, kto nas ośmieszy, wykpi nasze uczucia, powie, że jesteśmy badziewni i niewiele sobą reprezentujemy.

Dzisiaj w Ewangelii słyszymy i o bogactw, które ktoś chce ukraść, i o konieczności podejmowania ryzyka, żeby je pomnożyć. Bez ryzyka się nie da.

Nasze marzenia nie zostaną zrealizowane bez naszego udziału. Możemy siedzieć i marzyć – chować w pustce nasze marzenia – o przyjaźni, o miłości, o tym, żeby coś osiągnąć w życiu. Możemy siedzieć i tylko marzyć, nic nie robić, jak ten gość z przypowieści. Schował minę w chustce, przeliczył, zrobił co było niezbędne. – Jakiego mnie stworzyłeś, takiego mnie masz.

Przez taką postawę wcale nie był szczęśliwszy. A jeszcze na dodatek miał wyobrażenie pana – w którym Chrystus chce ukazać Boga – jako kogoś, kogo trzeba się koniecznie lękać, kto tylko się czepia o pacierze, o Msze Święte, o to, że coś mi w życiu nie wyszło.

Wyobraźmy sobie, że ktoś ciągle za nami chodzi i mówi: Do niczego się nie nadajesz, nic ci się nie uda, nawet nie próbuj. Zrób, co potrzebne, i nie wychylaj się bardziej. Taki obraz Boga, taki obraz pana z tej przypowieści, ma gość, który stwierdził, że on tylko będzie marzył, ale nie zacznie realizować tych marzeń. Jest to przykry obraz.

Pewien człowiek szlachetnego rodu, wracający po zdobyciu godności królewskiej, rozmawiając z ostatnim sługą, nie mówi, że go na coś skazuje, ale stwierdza: Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Sądzę cię według twojej wizji. Jeżeli uważałeś, że Bóg jest taki i nie chciałeś nic z tym zrobić, to będzie cię sądził taki Bóg, jakiego sobie wyobraziłeś. Jeżeli nie chciałeś poznać oryginalnego Boga, jeżeli interesowały cię tylko moherowo-tajwańskie podróbki, jeżeli taki obraz Boga cię satysfakcjonuje i nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, to taki Bóg cię będzie sądził.

Brzmi strasznie. Nie chciałbym być sądzony przez takiego Boga. Dlatego przynajmniej się staram podejmować każdego dnia trud – bo codziennie od nowa się to zaczyna – dobijania się do Boga żywego. Od samego rana ma coś zaskoczyć, przynajmniej zaiskrzyć między nami. Ważne, żeby powiedzieć Mu: Jestem, wchodzę w ten dzień.

Jeżeli ktoś chce koniecznie zostać przy obrazie mściwego Boga, którego trzeba się bać, przed którym trzeba uciekać, który może i jest dobry, ale na pewno nie dla mnie, i żyje z takim obrazem, to niech ma świadomość, że pod koniec życia taki obraz będzie go sądził. Straszne to jest. Według słów twoich sądzę cię.

Powracający pan mówi: „Odbierzcie mu minę – mina w przeliczeniu na praktykę, to równowartość wynagrodzenia za 100 dni pracy – i dajcie temu, który ma dziesięć min”. Odpowiedzieli mu: „Panie, ma już dziesięć min”. Powiadam wam: „Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma”.

Każdemu, kto ryzykuje i uczy się miłości, przyjaźni, nawet jeśli się pociacha, przejedzie, bo nagle się okaże, że ktoś go wykiwał, każdemu, kto mimo wszystko, mimo zranień podejmuje ryzyko odkrycia prawdziwego obrazu Boga, dodane będzie sił i inspiracji. A temu, kto się chował, zabiorą nawet to, co wyobrażał sobie, że ma. Kto nie ryzykuje, ten nie je. Kto się nie przebija, ten się nie dobije – i wcale nie chodzi o dobicie siebie samego w znaczeniu zdołowania. Ten, kto kołacze, kto puka, będzie miał otworzone.

Jeżeli w tej chwili – a może tak być – mamy kłopoty z pojmowaniem Pana Boga, mamy olbrzymią niechęć do wiary, że On gdzieś jeszcze jest w Kościele, napotykamy różne przeszkody w odkryciu żywego Pana Boga, to nie znaczy, że trzeba z nimi zostać. Tym bardziej mamy się dobijać i szukać, tym bardziej przebijać się przez przyzwyczajenia.

Jeżeli nie ryzykuję, nie poznam drugiego człowieka, zostanę tylko z wyobrażeniami o nim, a tak naprawdę, zostanę sam z sobą, bo to ja sobie go wyobraziłem, bo to ja muszę się męczyć z tym, jakiego go sobie przedstawiam…

Ewangelia mówi też, że dwaj pierwsi słudzy otrzymali kolejno dziesięć i pięć min. O tym, ile musieli ryzykować, ewangelista nie wspomina. Kto wie, ile mieli nieprzespanych nocy, ile razy musieli przebijać się rano przez to, czy opłaci im się to ryzyko, czy nie, ile razy przechodzili przez wątpliwości, czy to wszystko ma sens… Ale próbowali. Szli drobnymi kroczkami. I przy spotkaniu słyszą: Ok. W drobnych rzeczach byłeś w porządku. Masz, to jest dla ciebie.

Drobnymi rzeczami zdobywa się wielkie miłości. Życie składa się z drobiazgów, chociaż drobiazgiem nie jest.

Ta informacja została nam dana i powinna dobijać się do nas od samego rana: Nie bój się ryzykować. Nie bój się wyciągać wniosków z błędów. Nie bój się oblizywać zranień, sklejać, kiedy się potłukło. Choć twój mały świat runął, duży, Boży świat istnieje. Bóg codziennie na nowo jest gotów inwestować w nas, bo tak robi autentyczny przyjaciel.

Panie Jezu, pomóż nam rozwijać to, co otrzymaliśmy od Ciebie, nawet kiedy trzeba będzie przejść przez ból, ośmieszenie, a nawet klęskę, bo klęska z Tobą nie jest klęską, ale zwycięstwem.

Lepiej przegrać z Chrystusem, niż wygrać z Piłatem.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.