Dobre Słowo na 10.12.2008 r.

Pokrzepienie i umocnienie

Jezus przemówił tymi słowami: «Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie».

                Ktoś niedawno zwrócił mi uwagę, że jest różnica między wypaleniem, a zmęczeniem. Nieraz mówimy, że jesteśmy zmęczeni lub wypaleni, jakby oznaczało to jedno i to samo. Otóż nie.

               Człowiek zmęczony ma radość życia, wie, co chce osiągnąć, co robi i dlaczego, ma konkretną motywację. Nawet kiedy nie widzi efektów swojej pracy, to jest pasjonatem tego, co robi. Zmęczy się, znuży, ale budzi się rano zregenerowany i idzie dalej. Zmęczenie towarzyszy takiemu człowiekowi, natomiast nie towarzyszy mu wypalenie. Wypalenie pojawia się wtedy, kiedy człowiek żyje z przyzwyczajenia, robi różne rzeczy tylko dlatego, że trzeba je zrobić, bo przecież musi żyć, ruszać się.

Człowiek wypalony nie czerpie z czegoś głębszego. Nawet gdyby pojechał na miesiąc urlopu, wróciłby skonany, bo gdzieś w głębi jego serca nie ma źródła, pasji, czegoś, co z całą mocą pozwala mu ruszać dalej, mimo że trzeba stawiać bardzo małe kroki, bo przecież nie jest się kimś popularnym, o kim się mówi, komu wszystko się układa, kogo chwalą. Nawet jeśli go nie chwalą, człowiek zmęczony wie, po co idzie i dlaczego wstaje, natomiast człowiek wypalony nie bardzo.

Zwróćmy uwagę, że Chrystus jest Nauczycielem, który zauważa ludzkie trudy i zmęczenie. To niebywała informacja dla wszystkich słuchaczy słowa Bożego, dla których to słowo nie jest tylko zapisaną kartką. Chrystus w tych słowach jest obecny. Kościół uczy, że jeśli z wiarą słuchamy słowa Bożego, to przyjmujemy w komunii Ducha Świętego. Przyjmując z wiarą Chrystusa pod osłoną Chleba, wchodzimy z Nim w łączność, a słuchając słowa, wchodzimy w komunię z Duchem Świętym.

Chrystus przedstawia się jako Ten, który patrzy na ludzi i widzi, że są zmęczeni. Wie, że nie może im dołożyć. Na przykład kiedy widzi zdołowanych, skołowanych lub zbuntowanych, to potrafi chodzić na paluszkach, żeby już nie naciskać. Nawet czasem weźmie nas na milczenie, żeby człowiek okropnie coś przeżywający mógł to z siebie wyrzucić, powiedzieć bez cenzury, byle tylko wyznał prawdę, którą w tej chwili poznaje.

Chrystus nie mówi: Widzę, że jesteście zmęczeni, ale wiecie, trzeba żyć, bo takie jest życie. On nie mówi także: Słuchajcie, świat jest brutalny, po prostu taki już jest.

W filmie Misja jest scena, kiedy stłamszeni, zdławieni w swoich aspiracjach ludzie, którzy chcieli pomóc dzikim plemionom w ucywilizowaniu się i w odkryciu Boga, kończą fiaskiem. Ktoś oglądający tę scenę mówi: Cóż, taki świat. Ktoś inny zaprzecza: Nie, to myśmy taki świat stworzyli. To my decydujemy, jaki jest świat, jakie jest życie.

Jeśli wchodzimy w stereotyp, że mówimy: No cóż, takie życie, to sami stwarzamy klimat do szybkiego wypalenia się.

Chrystus zauważa to i nie mówi: Cóż, takie życie, więc trzeba żyć dalej, trudno się mówi. Jutro też będzie dzień. Alleluja i do przodu, czy: Alleluja i do tyłu. – To nie są Jego teksty.

Chrystus, widząc utrudzonych i obciążonych, prosi: Przyjdźcie co Mnie. Mówi to bardzo wyraźnie. Jest to prosta rzecz. Nam często wydaje się, że to za proste. No, bo jak to, tylko przyjść, uklęknąć, posiedzieć trochę – kościoły mamy na wyciągnięcie serca – tak zupełnie poza programem?… Przyjść posiedzieć i to wszystko?... Jeśli Chrystus powiedziałby: Przyjdźcie do kościoła, zacznijcie się czołgać od ostatniego rzędu ławek aż do pierwszego. Kiedy dojdziecie do klęcznika, pocałujcie go z lewej i z prawej strony, później zerwijcie dwa listki na szczęście, włóżcie je sobie do kieszeni. Wtedy będziecie mieć szczęście w miłości… Gdyby powiedział coś wymagającego i absurdalnego – na przykład: Zmówcie tysiąc dwieście pięćdziesiąt sześć Zdrowaś Maryjo i ani jeden raz więcej czy mniej, bo będzie nieważne, czy chcielibyśmy się zastosować?

Chrystus nie nakazuje takich skomplikowanych rzeczy, ale prosi: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście. – Po co? – Poplotkujemy, kto wam dowalił? – Nie mówi nam: To ja się za nich wezmę, na nich też mam sposób. Nie mówi: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, to sobie poplotkujemy. Ale obiecuje: Ja was pokrzepię. To znaczy, dam wam siłę.

Chrystus wyraźnie zaprasza: Przyjdźcie do Mnie. Nie ma tu robienia czegoś na odległość, nie ma wersji eksternistycznej ani przyspieszonego transferu. Potrzeba czasu. I może wówczas, kiedy przyjdę, nic nie poczuję, nic nie zobaczę, nic nie usłyszę, ale jestem fizycznie obecny. Ta fizyczna obecność jest niezwykle błogosławiona.

Odnieśmy to do relacji przyjaźni, jakie są miedzy nami. Przychodzi taki moment, że kiedy widzisz kogoś zdołowanego, stoisz nad nim i mówisz: Weź, powiedz. No powiedz już… W takiej sytuacji nikt nie chce, aby ktoś go naciskał lub tanio pocieszał: Idziemy dalej przez życie. Słuchaj, rozwalisz to... – Nie! Nie wolno ani naciskać, ani tanio pocieszać.

Zobaczmy, jaka prosta konstrukcja: Przyjdźcie do Mnie wszyscy. Ale przyjdźcie. Zagospodarujcie sobie czas tak, żeby przyjść. Osoba zdołowana potrzebuje zobaczyć przy sobie kogoś, kto tylko jest, nawet niewiele się odzywa, ale spojrzy i tym spojrzeniem mówi znacznie więcej, niż gdyby puszczał jakieś badziewne teksty – dołujące albo wzmacniające.

Jezus wie doskonale, że nie może władować się w czyjeś życie. On zaczął od szopki – my często odstawiamy szopkę, mówiąc o Bogu. Nieraz zachowujemy się tak, że wyjmujemy Pana Boga jak choinkę na Boże Narodzenie – to jest pierwsze wyjście z Panem Bogiem w świat – i jak święconkę na Wielkanoc. Jeżeli to jest wiara, to świat ma lepsze atrakcje – wyjmie sobie inne rzeczy i zrobi lepsze show.

Chrystus nie wchodzi w nasze życie z butami, ale przychodzi bardzo pokornie, nawet kiedy nie ma dla Niego miejsca: bydlę z lewej, bydlę z prawej, osioł... Niech przyjdą prości pasterze, czyli ludzie pozbawieni wpływów w Jerozolimie. Bez względu na warunki, Jezus przychodzi pokornie. Jest dla tych, którzy chcą takiej prostoty. Nawet nie krzyczy w Betlejem, jak osioł w Shreku: Ja! Weź mnie! Nie krzyczy, ale jest obecny.

Jego pokrzepienie działa, ilekroć człowiek odpowiada na słowo i przychodzi.

Na koniec zacytuję zdanie z pism ks. Dolindo Ruotolo, który jest sługą Bożym, czyli kimś, o kim mówi się, że może będzie uruchomiony proces beatyfikacyjny czy kanonizacyjny. Usłyszał on od Chrystusa słowa: Przychodź do Mnie często. Zamykaj oczy. Kiedy coś się dzieje, to mi o tym mów z serca: „Jezu, zajmij się tym”. Kiedy po otwarciu oczu zobaczysz, że nic się nie zmienia, a wręcz sprawy się komplikują, tym bardziej przychodź i mów Mi: „Jezu, zajmij się tym”. W sytuacjach, kiedy jesteś zabolały, nie przychodź jak ktoś, kto mówi do lekarza: „Panie doktorze, boli mnie żołądek, więc proszę mi przepisać następujące leki…” Nie podpowiadaj Mi, co mam zrobić, tylko to, co możesz robić, rób, a Ja zrobię to, czego nie możesz zrobić. I powtarzaj nie tracąc ducha: „Jezu, zajmij się tym”. Nie forsuj za wszelką cenę twojej wersji wydarzeń, ale o niej Mi mów.

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.

Chrystus jest jedyną Osobą spośród nas, która nie spojrzy na zegarek, kiedy przychodzimy do Niego. On nie ma godzin urzędowania – czuwa dwadzieścia cztery godziny na dobę. On się nie męczy, ani się nie nuży – mówi prorok Izajasz – Jego mądrość jest niezgłębiona – a więc Jemu pomysłów nie braknie. On dodaje mocy zmęczonemu i pomnaża siły omdlałego. Chłopcy się męczą i nużą, chwieją się słabnąc młodzieńcy; lecz ci, co zaufali Panu – nie sprzedali swojej wiary zniechęceniu – odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą.

To słowo działa. Spróbujcie stosować je w życiu, nawet jeśli do tej pory marnie z tym było.

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Taką propozycję i ofertę składa nam dziś Chrystus. Liczy na nasze przemyślenia i odpowiedź.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.