"...Dzielmy się Dobrym Słowem" na 30.12.2008 r.

Na posterunku wierności Panu

                Dziś swoje pięć minut ma w Ewangelii prorokini Anna.

                Gdy Rodzice przynieśli Dzieciątko Jezus do świątyni, była tam prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. ...


Odnajdujemy w niej pogodną starość, radosny czas podeszłego wieku. Nie należy do kobiet, na których widok wnuczki uciekają gdzieś w kąt, z którymi nie bardzo chce się spotkać nawet dojrzały, dorosły syn czy córka, bo nieustannie z ich ust wychodzą narzekania. Jest całkowitym przeciwieństwem kogoś, kto siedzi w kącie i na wszystko gdera.

Otwarta na działanie Boga w świecie, jest osobą współpracującą z łaską przez posty i modlitwy. Dniem i nocą nie rozstaje się ze świątynią. Jest to oczywiście obrazowe przedstawienie żywej relacji, w jakiej Anna pozostaje z Bogiem.

Imię jej oznacza łaskę Bożą rozlaną w człowieku. Ewangelista Łukasz dodaje jeszcze dwa szczegóły: Anna pochodzi z pokolenia Asera. Imię Aser oznacza szczęście, szczęśliwość. Natomiast ojcu Anny było na imię Fanuel, co w języku hebrajskim oznacza oblicze Boga.

Wszystkie te szczegóły przedstawiają pogodne usposobienie Anny, nastawionej na żywą relację z Bogiem do końca swoich dni. Anna nie zrobiła sobie wakacji i nie traktuje Pana Boga jako kogoś, kto wyprowadza się z życia w momencie zmęczenia latami i doświadczeniami niedołęstwa.

Pamiętam jedną rozmowę ze starszą dziewczyną – jak często nazywam panie w wieku siedemdziesięciu, osiemdziesięciu lat J. Odsuwała się ona od wszystkich, twierdząc, że już nadszedł czas jej zniknięcia, że Pan Bóg o niej zapomniał. Często w takich chwilach ludzie starsi powtarzają, że Panu Bogu starość się nie udała. Pamiętam, że w rozmowach wypływało od tej pani bardzo dużo pragnienia bycia blisko jakiejś osoby, która temu wszystkiemu nie tyle będzie zaprzeczać czy coś tłumaczyć, ale po prostu wysłucha. Niekiedy udawało mi się przemycić takie bardzo proste spostrzeżenie:  Kiedy była pani małą dziewczynką, Pan Bóg panią kochał, więc kocha panią dalej, bo Panu Bogu miłość nie przechodzi i nie staje się ona słabsza w momencie, kiedy pani narzeka. Wręcz przeciwnie, ta miłość jest na tyle mądra, że otwiera się na narzekania i z cierpliwością ich wysłuchuje.

Prorokini Anna cała przepełniona jest radością z relacji z Bogiem. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy.

Jej zadanie bardzo krótko, ale precyzyjnie charakteryzuje ewangelista Łukasz: sławienie Boga, modlitwa – na pewno są tysiące intencji, w których warto się nieustannie modlić – mówienie o Bogu wszystkim, oczekującym wyzwolenia i wsparcia.

Drogie siostry i drodzy bracia, często w naszych relacjach rodzinnych miejsce dla wdowy czy wdowca jest naznaczone jakimś dystansem. Często wydaje się nam, że są to ludzie mało przydatni, nie bardzo mogący czymś – poza ewentualny wsparciem finansowym – ubogacić dom czy sprawić, że będzie w nim bardziej spokojna atmosfera. Tymczasem te osoby mają ogromnie ważną rolę do odegrania w życiu. Czas, który otrzymały – czas emerytury, zwolnienia obrotów, bo przecież zajęć mają mniej – Pan Bóg naznacza zaproszeniem do modlitwy, do sławienia Boga i mówienia o Nim wszystkim, którzy gdzieś odsunęli Go na bok.

Drogie siostry i drodzy bracia, którzy jesteście w podeszłych latach! Może czujecie dystans do tego, co dzieje się na świecie, i jakąś swoją nieprzydatność. Otóż Pan Bóg mówi dziś przez prorokinię Annę bardzo wyraźnie: jesteście Mi bardzo potrzebni, liczę na was. Wasze modlitwy są cenne, bo przez nie możecie dotrzeć tam, gdzie nie dotrze żadne ludzkie słowo, żadne upomnienie.

W sytuacjach trudnych warto przypomnieć sobie zdanie wypowiedziane przez jednego mądrego człowieka, Dietricha Bonhoffera: Zamiast mówić o Bogu do swego brata, dlaczego nie powiesz Bogu o swoim bracie?

Ta prawda w pierwszej kolejności odnosi się do osób czujących się w dzisiejszym świecie mało przydatnymi, mało zaradnymi, bo są w podeszłych latach. Ale odnosi się ona także do tych, którzy nie wiedzą, jak trafić do swoich przyjaciół, jak ich przekonać o konieczności żywej relacji z Bogiem, bo brakuje ludzkiego przekonania, ludzkich słów.

Modlitwa dosięga tam, gdzie nie dochodzą ludzkie słowa. Modlitwa i sławienie Boga, mówienie o Nim wszystkim przez swój styl życia, potrafi przekroczyć granice, przed którymi stają zamknięte czy odrzucone wyciągnięte dłonie. Ileż ciepła, ileż dobra może wpłynąć w rodzinę od pogodnej staruszki czy uśmiechniętego dziadziusia. Ile życzliwości może okazać Pan Bóg poprzez czas poświęcony na modlitwę przez osoby starsze tym, którzy w pośpiechu codzienności są wykończeni przez obowiązki odbierające im chwile na refleksję. Ileż ludzi można odzyskać przez tę bardzo praktyczną próbę przywrócenia relacji z Bogiem, jaką jest modlitwa wstawiennicza.

Droga siostro i drogi bracie, na ile twoje świadectwo życia opiera się na zaufaniu Bogu wyrażonym w modlitwie, w pogodnym usposobieniu, wypływającym ze sławienia Boga nawet w chwilach, kiedy po ludzku wydaje się być to zupełnie nieprzydatne w domu, w twoim środowisku czy w życiu?

Na ile otwartość na działanie Ducha Świętego przejawia się w twoim oddaniu, modlitewnym przylgnięciu do Pana, a na ile skupia się ono tylko na konieczności jakiegoś aktywnego działania, czynu związanego z poczuciem sensu?

Przypomnijmy, że można łatwo wpaść w pułapkę, jaką tworzy przekonanie, że jestem przydatny tylko wtedy, kiedy coś robię, natomiast kiedy nic nie robię –  nie daję materialnego wsparcia – to moja osoba jest zupełnie niepotrzebna w środowisku, w którym żyję. Moja modlitwa i moje ręce powinny znaleźć przełożenie w stylu życia, którym odznaczała się prorokini Anna.

Św. Jan przypomina dziś o tym, że prawdy, które głosił, są dobrze znane adresatom.

Piszę do was, dzieci, że dostępujecie odpuszczenia grzechów ze względu na Jego imię. Piszę do was, ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku. Piszę do was, młodzi, że zwyciężyliście Złego. Napisałem do was dzieci, że znacie Ojca, napisałem do was ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku, napisałem do was, młodzi, że jesteście mocni i że nauka Boża trwa w was, i zwyciężyliście Złego.

Św. Jan przypomina o prawdach dobrze znanych, ale dobrze jest je sobie na nowo przypomnieć, dobrze jest się odwoływać do tych prawd szczególnie wówczas, kiedy naokoło pojawia się cała fala zniechęceń, czy też oporu, który za wszelką cenę chce pokazać, że trwanie przy nauce, jaką dobrze znamy, nie przynosi owoców. Pojawia się to często wówczas, kiedy pokusa pójścia na łatwiznę, czyli – używając języka św. Jana – miłość świata i tego, co jest na świecie, próbuje nas zwyciężyć, kiedy wydaje się nam, że najchętniej i najlepiej byłoby to żmudne, bezowocne trwanie przy słowie, przy modlitwie, w Kościele, zostawić, odłożyć na bok, dać sobie spokój, a pójść za tym, co daje chwilową radość, doraźny element satysfakcji, zadowolenia. Zapominamy, że te chwilowe radości, wypływające z pożądliwości ciała, z pożądliwości oczu i pychy tego życia, nie pochodzą od Ojca, czyli nie zapewniają dobra trwałego – one zużywają. Używanie świata według kryteriów, które podaje Jan, zużywa i nie daje poczucia sensu.

W takich chwilach warto odwoływać się do Tego, który nie przemija, który jest Panem wszechrzeczy i jednocześnie bardzo bliskim Przyjacielem, czyli do Ojca. On przez swojego Syna, Jezusa Chrystusa, w Duchu Świętym do nas się zbliża.

Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki.

Boże Narodzenie to święta radości trwałej, dotykającej najgłębszych pragnień, a nie tylko tego, co zewnętrzne i chwilowe. Wzywając do tego, żeby nie miłować tego, co jest na świecie, św. Jan absolutnie nie chce zakazać nam otwierania serca na miłość. Pragnie, aby to serce otwierało się w sposób mądry, to znaczy, opierało się na tym, co trwałe, a trwałe jest słowo Boże. Kto zgłębia słowo Boże, ten na sposób trwały zaszczepia w swoim sercu miłość zdolną przetrzymać wszystko, nawet pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę tego życia.

Wsłuchani w te słowa, jesteśmy zaproszeni do modlitwy i do przylgnięcia do Pana ze swoimi obecnymi kłopotami, z tym wszystkim, co w tej chwili chce odciągnąć nas od wierności słowu, za wszelką cenę ośmieszyć to, że nasze wysiłki podejmowane do tej pory spełzły na niczym, że tak naprawdę nie liczy się wierność, bo jest źle przez nas pojmowana, dlatego najlepiej dać sobie z tym spokój.

Św. Jan mówi: napisałem wam, przypominam, odwołujcie się i trwajcie, zostańcie na posterunku wierności Panu. Nie dajcie się zwieść temu, co jest namiastką miłości, a tak naprawdę trucizną, nienawiścią, która zużyje i zostawi, w chwilach krytycznych nie pomoże, a wręcz będzie jeszcze chciała dobić.

Pan, dając swoje słowo, przynosi nam prawdziwy pokój, dotykający głębi serca.

Panie, Ty tak bardzo pragniesz znaleźć w naszych sercach i pragnieniach miejsce, abyś mógł rozwijać dar pokoju. Umacniaj nas, szczególnie w tych momentach, kiedy chcielibyśmy pójść na łatwiznę, godzić to, co jest związane z przyjemnością doraźną, a daleko odchodzi od głębokich doznań, doświadczeń Twojej bliskości. Daj nam, Panie, radość życia w chodzeniu za Tobą. Nie pozwól, abyśmy ulegli zniechęceniu i przygnębieniu z tego tytułu, że zostaliśmy Ci wierni. Odzyskaj w naszych sercach radość z Twojej bliskości – zwykłej, osadzonej w konkretnych, bardzo prozaicznych okolicznościach życia.

 

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.