"...Dobrym Słowem" - z wtorku VII tyg. zw. "II" (20.05.2008)

Uznać nędzę

Jk 4, 1-10; Ps 55; Mk 9, 30-37

Przyglądając się swojej kondycji psychofizycznej w ostatnim czasie, stwierdzam, że uznanie nędzy, jaką często jestem przed Bogiem, wcale nie dyskwalifikuje mnie z życia. Pozwala to życie przyjmować tak, jak ono się jawi, nie tak, jakbym sobie życzył. Konfrontowanie swojej kondycji ze słowem Boga często dokonuje się we łzach, a takiej nędzy, w smutku i trudzie, z którego Pan chce nas oczyścić.

Na rekolekcjach biblijno – charyzmatycznych, jakie prowadziłem, najpoważniejsze problemy, z którym borykali się uczestnicy, pojawiały się podczas pierwszych dni, kiedy świadomie odcięci od mediów – nie wolno było używać komórek, korzystać z bieżącej prasy i telewizji – i wprowadzeni w ciszę adoracyjną, stawali wobec okropnych dla nich wyzwań. Nagle okazywało się, że jest cisza naokoło i nie pozostaje nic innego, jak tylko adoracja. To bardzo wymagające wyzwanie, w niejednym przypadku kończące się potokiem łez wylewanych w osobistym spotkaniu z Panem w czasie adoracji.

Taka rzeczywistość odtrucia medialnego, odtrucia z tego, czym dysponuje profesjonalnie świat, często ogłupiając nas, zasypując i bombardując różnego rodzaju wiadomościami, była dla wielu uczestników konfrontacją zakończoną łzami. Te łzy wiązały się z oczyszczeniem – oczywiście dla tych, którzy chcieli je tak pojmować, a z pewnością w tę stronę prowadzone były nauki, konferencje i interpretacje tego trudu. Były to łzy oczyszczenia i swoistego wsłuchania się w podszepty serca odzywające się najgłębiej nas.

Św. Jakub sięga ze słowem Pana natchnionym Duchem Świętym najgłębiej nas. Dziś przypomina, co dzieje się z nami szczególnie wtedy, kiedy spotykają nas konfrontacje – ze słowem Boga, z sobą samym, ze światem.

Najmilsi: Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.

To bardzo precyzyjna i niezwykle radykalna ocena naszego serca, ukrytych pragnień, przed którymi boimy się zatrzymać, w które często lękamy się wejść.

Słowo Boże tnie tutaj jak mieczem obosiecznym i odrywa nas od pozornych ocen, osądów naszych niepowodzeń w kontakcie z Bogiem czy w relacjach z ludźmi. Często te niepowodzenia lokalizujemy albo jako efekt drugiej strony, czyli winę człowieka, do którego wychodzimy z propozycją dialogu, albo Boga, którego chcemy wprowadzić w swój świat modlitewny. Nagle okazuje się, że Pan Bóg jakby milczy, w ogóle nie interesuje się tym światem.

Jakub dokonuje niezwykle radykalnej oceny, bardzo mocno dotyka tego, co jest w nas – walki dokonującej się między morderczymi przejawami zazdrości: żywicie morderczą zazdrość. Powraca motyw z wczoraj: żywienia morderczej zazdrości, pożądania, walki, kłótni, które tak naprawdę nic nie przynoszą.

Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. A jeżeli podejmujemy modlitwę, to tylko taką, która miałaby zaakceptować cel naszej walki, bez konsultacji tego ze słowem Bożym: czy podoba się to Panu Bogu, czy nie.

Drogie siostry i drodzy bracia, słowo Boże tnie jak mieczem obosiecznym. Dobrze, że tnie i dobrze przysłuchać się temu, co naprawdę dzieje się w naszych sercach szczególnie wtedy, kiedy doświadczamy różnych niepowodzeń. Wtedy często boimy się prawdy. Trzeba by się szczerze przysłuchać sercu. Boimy się prawdy i nie chcemy usłyszeć tego, jaki jest prawdziwy powód. Chcielibyśmy raczej dowiedzieć się tego w złagodzonej wersji, żeby czasem nie okazało się, że daliśmy na coś przyzwolenie, że to jest wynik jakichś zranień, ewentualnie niedopatrzenia z naszej strony, bądź wprost – czyjegoś zaniedbania czy też świadomego ataku na nas...

Jest w nas wiele zgody na to, że chodzimy rozchwiani, rozpięci, niezdecydowani między tym, co naprawdę gdzieś w egoizmie budzi się w naszym sercu, a tym, co jest najgłębiej w nas utkane – Bożym tchnieniem, Bożym Duchem, Bożym zamysłem.

Św. Jakub nie poprzestaje na takiej analizie, chociaż ona już do tego momentu jest bardzo mocna, ale dalej tnie słowem Bożym, jak mieczem.

Cudzołożnicy, czyż nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.

To słowo jest słowem zbawiennym. Sam św. Jakub mówi w początkach swojego listu, że zaszczepione w nas słowo Boże ma moc zbawić dusze nasze.

Drogie siostry i drodzy bracia, może by warto przyjąć słowo – nie tyle na ślepo, na zasadzie, że wypadałoby, skoro ksiądz zachęca, że tak wynika z tego rozważania, ale żeby dotknąć rzeczywistych powodów wielu naszych niepowodzeń, wielu bezładnych czy też bezowocnych starań w relacjach z innymi ludźmi, czy w celach, które sami sobie stawiamy.

Często największą trudność życia, brak oddechu w kolejnym kroku w stronę Pana, sprawia nam nie trud wierności, ale rozchwianie między tym, czy zainwestować całe serce w relacje z Bogiem, czy też troszkę pokombinować, żeby zrobić coś pod ludzi i jednocześnie pod Pana Boga. Oczywiście nie są to słowa oskarżenia. Tak skalpel w ręku chirurga po właściwej diagnozie nie służy temu, żeby człowieka zabić, ale temu, żeby ciąć, dokonać operacji.

Droga siostro i drogi bracie, chciałbym zaproponować do rozważenia taki przykład w relacjach z Panem Bogiem i ze światem w kontekście dzisiejszego słowa. Otóż nierzadko zdarza się, że pewne rzeczy czy pewne relacje, powody naszych nieudanych kontaktów z innymi osobami, mocno utłukliśmy w sobie w formę przekonania. Jesteśmy przekonani, że to, jak widzimy te relacje, jest najlepszą z możliwych interpretacji, jedynym wyjaśnieniem. Słuchamy słowa Bożego, jesteśmy na Eucharystii, ale przyjmujemy tylko to, co potwierdzi nasze przekonanie. Nie chcemy otworzyć się na coś nowego. Nie przyjmujemy do wiadomości, że wina może być zupełnie gdzie indziej, niż ustaliliśmy.

Dlatego ważna jest tutaj niezwykła pokora. Potrzebna wielka determinacja względem siebie samego w konfrontacji ze słowem Pana – determinacja przejawiająca się w modlitwie.

Jeden z tekstów autora natchnionego pomaga nam w praktycznym zastosowaniu wskazań św. Jakuba i tego przykładu. Autor natchniony mówi: Oczyść mnie, Panie, z błędów przede mną ukrytych. Są błędy przed nami ukryte na skutej różnych niewłaściwych interpretacji, powiedzonek utrwalonych gdzieś w pamięci, które nie mają nic wspólnego ze słowem Bożym: Tak musi być. Cóż, taki los. Tak już jest pisane, widocznie tak musiało być...

Tego typu interpretacje zamulają w nas prawdę. Nie pozwalają dotrzeć tam ze światłem Bożego słowa. Oczyść mnie, Panie, z błędów przede mną ukrytych. Także od pychy broń swojego sługę – dodaje autor natchniony.

Cudzołożnicy – mówi św. Jakub – chcecie trzymać z ludźmi, grać pod oklaski osób nie bardzo zaangażowanych w relację z Panem i Jego słowem, a jednocześnie sięgacie po rozważania tego słowa. To jest cudzołóstwo. Albo się pakujemy w to słowo, albo stwierdzamy, że prawda jest gdzie indziej. Mam uznać, że gram, że chciałbym być trochę tutaj, a trochę gdzie indziej.

Jeżeli odkrywam tę drugą stronę siebie samego, to tym bardziej powinienem wołać: Oczyść mnie z błędów przede mną ukrytych. Panie, pozwól mi zrzucić maskę – jak mówi hasło, zawołanie, które ma towarzyszyć najbliższemu zlotowi młodzieży w Lednicy pod kierunkiem o. Jana Góry.

Droga siostro i drogi bracie, jest to bolesny zabieg, jak bolesne cięcie słowa, cięcie chirurga. Ale trzeba pewne maski zrzucać. Albo wchodzę w słowo i trwam przy nim bez względu na to, czy ksiądz poda jakiś przykład, który do mnie trafi, czy też nie poda. Albo stwierdzam, że to słowo ma moc zbawić duszę moją i czekam dotąd, aż ziarno słowa – jak ziarno pszeniczne – rzucone w glebę mojego umysłu i serca, zgnije, rozłoży się, by wydać plon obfity, aż mnie coś mocno przetrawi, zaniepokoi, aż będę chodził z niepokojem, że coś z tego słowa we mnie zadziała i wyda wreszcie plon obfity, albo gram dalej. Bardziej męczy nas to, że gramy, niż to, że mocniej angażujemy się w słowo Pana.

Św. Jakub dodaje, tłumacząc dalej dziejące się w naszym sercu walki: Może utrzymujecie, że na próżno Pismo mówi: «Zazdrośnie pożąda On ducha, którego w nas utwierdził?» Daje zaś tym większą łaskę; dlatego mówi: «Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę».

Bóg zazdrośnie pożąda ducha, którego w nas utwierdził. Zazdrosna miłość Boga... To niedoskonałe ludzkie porównanie działań Pana Boga nie ma na celu skłonienia nas do tego, żebyśmy byli zazdrośni, ale byśmy odkryli, że Pan Bóg nie wyobraża sobie świata bez mojego serca, nie wyobraża sobie wieczności, droga siostro i drogi bracie, bez twojego serca i zrobi wszystko, na co stać Boga, żeby to serce odzyskiwać. Będzie więc dokonywał również wstrząsów, doprowadzi do takich sytuacji, że przeprowadzi cię przez pustynię twojej obojętności, przez ciężar twoich złudzeń, przez rozczarowanie twoimi dotychczasowymi przekonaniami, aby to serce odzyskać. Będzie się sprzeciwiał siedzącej w tobie pysze, a da łaskę wtedy, kiedy obudzi się pokora.

Pokora będzie się budzić w trudzie, bo nie jest proste powiedzieć sobie samemu prosto w twarz, że zapędziłem się w pysze, że tak się przyzwyczaiłem do tego, że mam pod ręką Pismo Święte, że mogę sobie nim dowolnie dysponować. Może sobie leżeć gdzieś między pilotem, myszką, klawiaturą, odpisaniem komuś na list, a prawdziwą troską o to, żeby było na pierwszym miejscu. Nie chodzi o to, żeby lekceważyć przyjaźń, żeby nie korzystać z mediów, ale słowo ma być traktowane priorytetowo. Tym bardziej, że świat zrobi wszystko, żeby ukazać nam rozważanie Bożego słowa jako najzwyklejszą w świecie głupotę, marnowanie czasu – o czym pisała jedna z osób odbierająca Dobre Słowo. Kiedy sięga po nie, czuje się osamotniona. Naokoło ludzie nie tylko, że nie przejmują się tym słowem, ale najzwyczajniej w świecie kpią sobie z tego, że sięga się do Bożego słowa.

Św. Jakub kończąc, sięga do źródła tego problemu, walczących w nas żądz, morderczej zazdrości oraz masek, udawania, że da się pogodzić przyjaźń z mentalnością świata, z przyjaźnią Boga.

Bądźcie więc poddani Bogu, przeciwstawiajcie się natomiast diabłu, a ucieknie od was.

Przeciwstawiać się diabłu można tylko w jeden sposób. Św. Jakub dodaje: Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was. Przystąp, droga siostro, drogi bracie, drogi księże. To nie jest teoretyczna zachęta sprzed ileś setek lat, ale wezwanie skierowane do ciebie, do twoich zadań, które teraz będziesz wykonywać. Niezależnie od tego, czy teraz zasypiasz, czy robisz coś w kuchni, czy pracujesz przy biurku. Teraz przystąp bliżej do Boga. Przecież w tej chwili prosi cię o odruch twojego serca, o modlitwę polegającą na prostym wołaniu: Panie, zbliż mnie do Siebie. Klęknij, sięgnij w swoich najgłębszych zakamarkach serca do tego pragnienia, na pewno obecnego w tobie, do Ducha, którego On w tobie utwierdził nawet przez zachętę do tego, żeby jednak sięgnąć do tego słowa.

Oczyśćcie ręce, grzesznicy, uświęćcie serca, ludzie chwiejni. Uznajcie waszą nędzę, smućcie się i płaczcie. Śmiech wasz niech się obróci w smutek, a radość w przygnębienie. Uniżcie się przed Panem, a On was wywyższy.

Uznać nędzę. Przyglądając się swojej kondycji psychofizycznej w ostatnim czasie, stwierdzam, że uznanie nędzy, jaką często jestem przed Bogiem, wcale nie dyskwalifikuje mnie z życia. Pozwala to życie przyjmować tak, jak ono się jawi, nie tak, jakbym sobie życzył. Konfrontowanie swojej kondycji ze słowem Boga często dokonuje się we łzach, a takiej nędzy, w smutku i trudzie, z którego Pan chce nas oczyścić.

Uniżcie się przed Panem, a On was wywyższy. Uniżyć się przed Bogiem, znaleźć dla Niego czas, odtruć się z myślenia świata, z medialnego show, jakie często naszym kosztem robi świat, to znaczy zbliżyć się do Boga. A bliżej do Boga, to znaczy pozwolić, aby i On się do nas zbliżył.

Drogie siostry i drodzy bracia, słowo Boże jak miecz obosieczny tnie wszystko, co jest nam naprawdę nieprzydatne w życiu i co nakłada na nas prawdziwy ciężar. Prawdziwym ciężarem nie jest chodzenie za Bogiem. Prawdziwym ciężarem jest udawanie, że się za Nim idzie.

Panie, oczyść nas z tego udawania. Pomagaj nam zdzierać maskę, nawet kiedy poleje się krew, nawet kiedy łzy będą tryskać z naszych oczu bardzo mocnymi strumieniami. Pozwól nam uwierzyć, że wtedy dokonuje się to, co najważniejsze: oczyszczenie, umocnienie i zbliżenie do Ciebie.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski