"...Dobrym Słowem" - ze środy VII tyg. zw. "II" (21.05.2008)

Właściwa prędkość życia

Jk 4, 13-17; Ps 49; Mk 9, 38-40

Prosimy, aby Pan oczyścił nasze decyzje, w których nie przywołaliśmy Jego imienia, nasze oceny innych ludzi i oceny siebie, w których dokonaliśmy samosądu. Pan wzywa nas także do tego, abyśmy w modlitwie i w wołaniu do Ducha Świętego zadawali sobie pytanie: Dlaczego miałbym się trwożyć w dniach niedoli? Co mi z tej trwogi przyjdzie? Dosyć ma dzień swojej trwogi. Prędkość życia to dzień na dzień, nie więcej.

Panie, tyle życia spływa z Twoich słów, tyle mądrości i wskazań do naszego konkretnego położenia, w jakim jesteśmy teraz. Pilnuj nas Duchem Świętym, abyśmy chłonęli to, co chcesz nam mówić, co do nas kierujesz, abyśmy przyjęli Twoje słowa, zastosowali je w życiu i cieszyli się działaniem Twojego Ducha w nas.

Ewangelista Marek zauważa, że Jezus powoływał apostołów po to, aby Mu towarzyszyli, przebywali z Nim, żeby wpatrywali się w Niego, w Jego działanie, żeby wsłuchiwali się w Jego naukę, żeby stopniowo pozwalali swojemu sercu przekonywać się do wiary w to, że nie marnują życia zostawiając dotychczasowe zajęcia i wchodząc w społeczność, we wspólnotę, która da im szczęście. Niezwykle istotne jest podkreślenie św. Marka: aby z Nim byli, aby Mu towarzyszyli.

Odnalezienie szczęścia przy Chrystusie dokonuje się stopniowo – przez powołanie braci, znajomych. Chrystus powoli wprowadza swoich apostołów w krąg osób, które obdarza mądrością życia, głębią słowa. Musi uwzględnić, że od razu nie są oni w stanie pojąć wszystkiego. Mało tego, nawet jak będą sprawiać wrażenie, że coś pojęli, to często będzie to tylko wrażenie.

Dzisiaj poznajemy apostoła Jana ze średnio szlachetnej strony. Można by było ze zdziwieniem zapytać: To Jan? – Tak, Jan. Po ludzku wszystko jest w porządku. W jego wypowiedzi odnajdziemy nawet jakieś ślady dobrych chęcią. Ale tylko po ludzku i pozornie.

Apostoł Jan rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w imię Twoje wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami».

Bardzo ważne podkreślenie: nie chodzi z nami. Przypomnijmy sobie króciutko kontekst tej sytuacji. Jezus, po zejściu z Góry Przemienienia, wyraził swój święty gniew, kiedy zobaczył, że apostołowie nie mogli pomóc opętanemu człowiekowi. Pytał ich: Dokąd jeszcze będę z wami, dokąd mam was cierpieć? Potem zapowiedział, że odejdzie z tego świata nie w chwili, kiedy wszyscy będą bili Mu brawa, tylko po ludzku będzie to tragedia, czyli całkowicie zmarnowane życie – umrze na krzyżu. Dopiero światło zmartwychwstania, światło wiary, pozwoli to wydarzenie inaczej zinterpretować. Wtedy Piotr reaguje bardzo ostro. Bierze Jezusa na stronę i tłumaczy Mu, że nie tędy droga. Jezus, patrząc na niego i na apostołów, gromi go: Zejdź mi z oczu, szatanie.

Później następuje druga zapowiedź męki, śmierci i zmartwychwstania. Uczniowie niczego nie pojmują. Mało tego – sprzeczają się w drodze. Jezus ma z nimi same kłopoty. Próbuje im uzmysłowić, że potrzebują pokory również w tej drodze wiary. Potrzebują wytrwałości. Muszą pozwolić dalej się kształtować, nawet kiedy odkryją w sobie, że wiele im brakuje.

Jan nagle wyskakuje z takim tekstem. Zabrania komuś wyrzucać w imię Jezusa złe duchy, bo ten ktoś nie chodzi z nimi. A Jezus, jak wspomnieliśmy na początku, ustanowił apostołów, aby z Nim byli i stąd czerpali siłę. Nie tyle z przyjaźni między sobą, nie tyle z własnych wyobrażeń Chrystusa, ile z relacji z Nim. Uczniowie będą ze sobą w odpowiednich relacjach tylko wtedy, kiedy pozostaną we właściwej relacji z Jezusem. Kiedy natomiast tego zabraknie, to między sobą będą się sprzeczać, dochodzić, tak jak dochodzą się między sobą niektóre wspólnoty. Pozornie jest pięknie, ale gdy wejdzie się głębiej, to nagle okazuje się, że tam, gdzie komuś zabrakło osobistej relacji z Panem, jątrzy, szuka sporu, dokucza, zabrania, bo nikt nie jest taki jak on, który chodzi za Jezusem – on, który z Jezusem nie jest w żywej relacji.

Słowo to zawiera ważną naukę dla Kościoła i wszystkich wspólnot. Pierwsza relacja, jaką powinniśmy nawiązywać, to relacja z Panem. Właściwie potraktujemy relacje we wspólnotach, jeżeli relacja z Panem jest żywa. Chodzi nie tylko o wspólnoty Kościoła takie jak kręgi biblijne, odnowa w Duchu Świętym, oaza, wspólnoty charyzmatyczne czy jakiekolwiek inne, ale o każdą wspólnotę, o Kościół domowy także.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego niewłaściwie traktuję żonę, męża, dzieci, bardzo jasno wynika z dzisiejszego słowa. Dlaczego niewłaściwie traktuję swoje powołanie, zawód, codzienne zajęcia? – Ponieważ szwankuje relacja z Jezusem. Wtedy wszystko, co dzieje się naokoło, nie jest po mojej myśli, staje się zagrożeniem, a nie łaską. Na przykład brak akceptacji z czyjejś strony, bo musi być oczywiście na moim, brak realizacji swoich planów. Św. Jakub powie bardzo precyzyjnie o tych, którzy mają plany: spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski.

Złe podejście do swojego zawodu, do planów na przyszłość, bierze się z niewłaściwej relacji z Panem.

Odpowiedź na pytanie, kiedy niewłaściwie traktuję moją żonę, męża, dzieci, rodziców, drugiego człowieka, jest jedna: wtedy, kiedy jestem w niewłaściwej relacji z Panem.

Jan o to obrywa. Lecz Jezus odrzekł: «Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami».

W ustach Jezusa słowo: przeciwko nam, to nie jest to samo, co w ustach Jana. Nam odnosi się do relacji Jezusa z uczniami, a nie uczniów między sobą.

Tam wysychają właściwe relacje międzyludzkie, gdzie wyschła relacja z Panem. Takie jest przesłanie dzisiejszej Ewangelii. Oczywiście nie oznacza to, że Jan, słysząc te słowa ma spakować swój węzełek, zabrać sandały, ale jest wezwany do dalszego kroczenia za Panem, po odkryciu tego, co w nim jest.

Droga siostro i drogi bracie, może odkrywamy w sobie jakieś niewłaściwe współzawodnictwo czy też skrywaną zazdrość, której nie chcemy uzewnętrznić – nie powiemy o niej wprost, będziemy dokuczać z innej strony – wobec osoby będącej blisko Pana. Nam tego brakuje i to nas denerwuje. Jeżeli dostrzegamy to dziś w świetle słowa, to dobrze. To pierwszy krok. Trzeba się sobie przyjrzeć, popatrzeć na relacje z bliskimi, z ludźmi, z którymi się spotykam – przyjrzeć się temu w świetle Bożego słowa.

Gdzie z naszej strony jest jakaś zachłanność, jątrzenie, kłótnie, docinki o bądź co – tam Pan zaprasza do odnowienia relacji ze sobą. Gdzie z naszej strony budzą się niepokoje związane z tym, jak urządzę sobie życie, gdzie chcę mieć jakiś zysk, uprawiać handel, zrobić to czy tamto, mam takie plany na najbliższe dni?... Jeżeli budzi to w nas niepokój, to znaczy, że brakło tam rozmów z Panem.

Św. Jakub mówi: wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. A żyjemy tak, jakbyśmy wiedzieli, co będzie za dziesięć dni, jakbyśmy znali już nasze życie z perspektywy miesiąca. Znawcy życia... Chrystus tak pokornie prosi: zajmij się tym dniem, tą godziną, tą Eucharystią. Przeżyj ją tak, jak umiesz najlepiej.

Pełna „marudzenia” Księga Koheleta jak refren powtarza, gdzie jest ludzkie szczęście – w tym, żeby jadł, pił i używał swojego życia, pamiętając, że Pan Bóg jest obecny w każdej chwili, każdego dnia. O nic się zbytnio nie troskajcie – mówi inny tekst Ewangelii. Nie bierzcie na siebie więcej niż przychodzi w ciągu dnia.

Stąd prośba słowa Bożego do odnowienia relacji z Panem i naszego myślenia.

Zamiast tego powinniście mówić: «Jeżeli Pan zechce i będziemy żyli, zrobimy to lub owo». Niby szczegół, ale niezmiernie istotny. Budzą się niepokoje w sercu związane z przyszłością, z relacją do drugiego człowieka, z relacją do siebie samego? – Słowo zaprasza, zacznij od tego: Jeżeli Pan zechce, jeżeli Pan będzie uważał za stosowne, z pewnością mnie z tego wyprowadzi.

Przywołuj imienia Pana, droga siostro, drogi bracie, w twoich niepokojach – nie raz, tylko do skutku. Przywołuj imienia Pana, Jego obecności. Gdy w sercu mnożą się niepokoje, Twoja pociecha orzeźwia mą duszą. Przywołuj, bo szukając Jego obecności, przywołujesz także światło, które On daje, które napełnia twoje serce i umysł stopniowo.

Psalm bardzo jasno kieruje dziś do nas swoje przesłanie. Ubodzy duchem mają wstęp do nieba. Ponieważ Eucharystia jest przedsmakiem nieba, nie dziwmy się, że Duch Święty chce nas „ograbić” z tego, co przynieśliśmy na nią, a co zupełnie nie służy modlitwie. Nie dziwmy się, że Duch Święty pragnie zrobić z nas bankrutów, kiedy przychodzimy na Eucharystię. Ograbia nas z pocieszeń, które daje świat, z naszych wyobrażeń o Panu Bogu, z mniemania o sobie, o innych, z naszego przygnębienia. Duch Święty chce uczynić nas bankrutami w ludzkim słowa tego znaczeniu. Chce, żebyśmy byli ubogimi, bo tylko ubogi ma wstęp do nieba i ubogi może zostać ubogacony.

Trudno jest wytrwać przy Panu – żadna Ameryka do okrycia. Te trudności szczególnie wzrastają wtedy, kiedy naokoło nie widzimy zbyt wielu osób kroczących szczerze za Panem. Kiedy naokoło widzimy złość podstępnych – jak mówi psalmista – którzy ufają swoim dostatkom i chełpią się ogromem swych bogactw, swymi znajomościami, układami, cwaniactwem.

Psalmista, widząc te trudności, pyta: Dlaczego miałbym się trwożyć w dniach niedoli? Dlaczego miałbym dać wiarę tym, którzy swoją ufność położyli w dostatkach i chełpią się ogromem swych bogactw, chodzą z podniesioną głową. Do bogactw, choćby rosły – mówi Pismo Święte – serc nie przywiązujecie. Nie chodzi o krytykowanie bogactw – to też trzeba podkreślić zarówno w świetle Listu św. Jakuba jak i psalmu. Pan Bóg chce, żebyśmy byli przedsiębiorczy w działaniach służących pomnożeniu dóbr świata i czynili sobie ziemię poddaną. Ale do bogactw serc nie przywiązujcie. Bo im więcej bogactw, tym więcej utrapień, tym mniej spokojny sen.

Stąd psalmista mówi: Dlaczego miałbym się trwożyć w dniach niedoli? Czasem trzeba sobie siąść z boku, kiedy dopadają nas niedole, niepokoje, zniechęcenia związane z tym, że wielu ludzi nie idzie za Panem, kiedy nam wydaje się, że jesteśmy najzwyczajniej w świecie dziwakami, i zapytać się: Dlaczego miałbym się trwożyć w dniach niedoli? Dlaczego? Zaraz, komu ja ufam?

Nikt przecież – dodaje psalmista – nie może samego siebie wykupić. Hiob, Kohelet, a także św. Paweł mówią: Nagi wyszedłem z łona z matki, nagi tam wrócę; nagi przyszedłem na świat i nagi z niego odejdę. Niby oczywista sprawa...

Nikt przecież nie może samego siebie wykupić ani nie uiści Bogu ceny za siebie należnej. Nazbyt jest kosztowne wyzwolenie duszy i nigdy mu na to nie starczy, aby żyć wiecznie i nie ulec zagładzie.

Niby to proste prawdy. Słyszymy je kolejny raz. Nawet może budzi się w sercu pragnienie, żeby je zastosować w życiu, ale bez pomocy Ducha Świętego, bez żywej relacji z Panem, to będzie kolejny wierszyk, następna mądra sentencja, kolejny wniosek, konkluzja, którą słyszymy. Dlatego, drogie siostry i drodzy bracia, znajdując się w szczególnym polu działania Ducha Świętego, zawierzamy Panu nasze życie i odkrycia związane z tym słowem.

Prosimy, aby Pan oczyścił nasze decyzje, w których nie przywołaliśmy Jego imienia, nasze oceny innych ludzi i oceny siebie, w których dokonaliśmy samosądu. Pan wzywa nas także do tego, abyśmy w modlitwie i w wołaniu do Ducha Świętego zadawali sobie pytanie: Dlaczego miałbym się trwożyć w dniach niedoli? Co mi z tej trwogi przyjdzie? Dosyć ma dzień swojej trwogi. Prędkość życia to dzień na dzień, nie więcej.

Panie Jezus, prosimy, aby Twój Święty Duch pomógł nam odnaleźć te postanowienia, decyzje i relacje z innymi ludźmi, w których nie przywoływaliśmy Twojego imienia lub wołaliśmy Go za mało. Daj nam światło pozwalające odkryć, że posłuszeństwo Twojemu słowu przynosi wyzwalające doświadczenie radości. Umocnij nas w kroczeniu za Tobą, dokądkolwiek nas w te dni będziesz prowadził.

Jezu, ufam Tobie.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski