"...Dobrym Słowem" - ze środy VIII tyg. zw. (29.05.2008)

Zerwać się do Pana

1 P 2, 2-5. 9-12; Ps 100; Mk 10, 46-52

Niesamowite, jak reaguje niewidomy żebrak Bartymeusz na pojawienie się Jezusa. Jak bardzo zależy mu na uzdrowieniu. Zatrzymajmy się na chwilkę, aby zaktualizować przesłanie tej sceny do nas. Zapytajmy się, na ile – pod wpływem tego, że mamy dostęp do Dobrego Słowa – budzi się w nas aż taka reakcja: zrzucamy z siebie płaszcz, odrzucamy na bok wszystko inne, zrywamy się i przychodzimy do Jezusa?

Jeżeli komuś wiele się obiecało, nie wolno go zostawiać samemu sobie. Tej zasady w stu procentach przestrzega tylko Chrystus. To On jest Kimś, kto zobowiązał się dać wiele, bo obiecał wieczność, życie bez końca, niczym niezagrożone. I On dotrzymuje słowa – nie opuszcza swoich wyznawców. Gdzie dwaj, trzej, zgromadzeni są w Jego imię, On jest pośród nich obecny. Tam, gdzie jest przywoływany w mocy Ducha, przychodzi: O cokolwiek prosicie w imię moje Ojca, spełnię to – obiecuje Chrystus.

Piotr – Jego apostoł, a jednocześnie ten, który ma utwierdzać ze swej strony braci i siostry w wierze – pisze list, w którym prawdę o obecności i trosce Chrystusa kładzie mocno na serca wyznawcom Pana. Kieruje te słowa do współbraci w wierze w okolicznościach wrogich chrześcijaństwu. Wrogie nastawienie di chrześcijan panowało nie tylko w czasie powstawania tego listu. Spotykamy się z nimi również dzisiaj, kiedy wyznawców Pana nie brakuje, ale wyznawcom Pana często brakuje przekonania o tym, że są prowadzeni, że pośród nich działa Chrystus dochowujący wierności i doskonale zdający sobie sprawę, że nie wolno zostawiać tych, za których oddało się życie.

Sposób dotarcia z tym zapewnieniem do serc wyznawców Chrystusa zawiera się w słowach niosących życie.

Św. Piotr odwołuje się do głębokich poruszeń naszej duszy, do głodu serca, który ciągle w nas się rodzi.

Przyglądając się sobie samej, sobie samemu, droga siostro, drogi bracie, z pewnością odkrywasz, że kiedy wchodzisz w konfrontację ze światem, z obowiązkami, z zadaniami, z różnymi spotkaniami, szczególnie z przykrościami i cierpieniem, brakuje tego, co stanowiłoby wzmocnienie. Ciągle brakuje pokarmu. To tak, jakby człowiek pośród codzienności i zabiegania świata dusił się. Będziemy się dusić, jeżeli nie wejdziemy w żywą relację z Panem, jeżeli zabraknie modlitewnej zażyłości z Nim.

Św. Piotr, odwołując się do tych najgłębszych pragnień, wskazuje, co jest pokarmem, który ten głód jest w stanie wciąż na nowo zaspokajać.

Jak niedawno narodzone niemowlęta pragnijcie duchowego, niesfałszowanego mleka, abyście dzięki niemu wzrastali ku zbawieniu, jeżeli tylko zasmakowaliście, «że słodki jest Pan».

Każdy, kto choć raz zasmakował bliskości i  mądrości Boga, Jego prowadzenia, jest wezwany nie tyle do wspominania tego wydarzenia, ile życia z Nim konkretnie na co dzień, w każdych okolicznościach. Św. Piotr apeluje, żeby traktować siebie jako nowo narodzone niemowlęta, które nie mają szans na utrzymanie się przy życiu, jeżeli nie będą otrzymywały zdrowego pokarmu, zdrowego mleka.

Pragnijcie duchowego, niesfałszowanego mleka. Wybierajcie pokarm niosący nadzieję. Sięgajcie po słowo życia, które was uświęca, czyli usposabia do życia pośród wrogich okoliczności codzienności i jednocześnie umacnia w drodze, po której kroczycie ku Niebieskiemu Ojcu.

Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa.

Budowani, tworzeni, kształtowani są wyznawcy Pana. Pod wpływem tego stwierdzenia św. Piotra warto po raz kolejny obudzić w sobie świadomość nieustannej konieczności wzrastania w Panu. Źle nam jest, kiedy nie wzrastamy w Panu, a nie wzrastamy w Nim wtedy, gdy nie sięgamy po  Jego słowo, po pokarm dawany w Eucharystii. Nie ma się co dziwić, że zniechęcenie puka do drzwi, ilekroć nie trwamy w Panu i nie trzymamy się słowa życia. Nie jest to oczywiście oskarżenie, tylko przypomnienie i wyjaśnienie tych okoliczności, kiedy gruzy sypią się nam na głowę, roztrzaskujemy się i miażdżymy.

Św. Piotr wskazując na proces dokonujący się, gdy zbliżamy się do Pana, jednocześnie sugeruje bardzo wyraźnie, że nie jest on bezbolesny. Potrzebujemy jak Chrystus składać duchową ofiarę z codziennej, nieraz żmudnej wędrówki, konfrontacji, walki o przetrwanie, o każdy oddech.

Nieraz człowiek wierzący, wyznający żywą obecność Chrystusa w świecie, wychodzi na głupka w obliczu przekrętów, przeciwności, kpin, ironii życia, świata i codzienności. Wychodzi na odszczepieńca, kogoś odrzuconego. Ale Chrystus też jest kamieniem żywym, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym. Nie ma co poprawiać Chrystusa. Jeżeli się za Nim idzie, to naśladuje się Kogoś, kto jasno i zdecydowanie wykłada swoją naukę. Jest to nie tylko wykład, referat, danie skryptu uczniom, ale to ogromna moc – moc Ducha Świętego, pozwalająca doświadczać potęgi Tego, który cię wybrał, droga siostro, drogi bracie, do życia wiecznego, czyli życia bez końca.

Jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem – królewskie córki, królewscy synowie – świętym narodem, ludem Bogu na własność przeznaczonym.

Jeżeli św. Piotr nagromadził aż tyle określeń przypominających nam o szczególnym wyborze, to warto nieustannie w sobie pobudzać świadomość, że jestem Bogu na własność przeznaczony i jedynie w tej prawdzie mogę odnaleźć prawdziwy sens. Jedynie ona pozwala mi nabierać właściwego dystansu do wszelkich form budzących się zniewoleń, a szczególnie tej formy zniewolenia, jaką jest znużenie i zniechęcenie codziennym chodzeniem za Panem.

Jesteśmy wybrani, aby ogłaszać dzieła potęgi tego, który nas wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła. Oznacza to, że nie tylko zostaliśmy wybrani dla własnej satysfakcji, nie tylko po to, żeby odkryć coś sensownego w rozważaniu słowa. Mamy ogłaszać dzieła potęgi Boga, dawać świadectwo o Nim, aby na Niego ukierunkowywać i wskazywać swoim stylem życia, zachowaniem, a kiedy trzeba także słowem.

Kiedy brakuje nam świadectwa, drogie siostry i drodzy bracia, jesteśmy niepełni, stajemy się oszustami, bo oszukujemy sami siebie, nie wprowadzając słowa w czyn. Wprowadzić słowo w czyn to nic innego, jak oddać chwałę Bogu, wskazać na Niego jako źródło, zaplecze mojej nadziei i inspiracji w podejściu do obowiązków codzienności.

Umiłowani, proszę, abyście jak obcy i przybysze powstrzymywali się od cielesnych pożądań, które walczą przeciwko duszy.

Św. Piotr wskazuje jeszcze na wewnętrznego wroga – oprócz tego, którym jest świat. Są nim – w jego ujęciu – cielesne pożądania. Nie chodzi tylko o sferę seksualną, płciową – choć z pewnością jej siła rzuca się na pierwszy plan – ale o każde poruszenie świadomości i ciała, które kieruje człowieka na niego samego, czyli o egocentryzm, egotyzm, samoubóstwienie, samouwielbianie, samousprawiedliwianie się. Ono wcześniej czy później skończy się samosądem. A jeżeli już we własnym zakresie dokonujemy sądu nad sobą, możemy być pewni, że nie będzie on miłosierny.

 Postępowanie wasze wśród pogan niech będzie dobre, aby przyglądając się dobrym uczynkom, wychwalali Boga w dniu nawiedzenia za to, czym oczerniają was jako złoczyńców.

To, co dzisiaj jawi się jako ogromny ciężar, przeciwności, codzienne uwagi – przykre mniej lub bardziej – czy też świetnie trzymające się zniechęcenia, obłuda i kłamstwo, w momencie, o którym Pan zadecyduje, a mianowicie w dniu nawiedzenia, stanie się okazją do pełnej dumy w Bogu i radości w Panu. To, co dzisiaj wyciska ci łzy, droga siostro i drogi bracie, dziś także staje się zasiewem radości. Po burzy przychodzi spokój, a po nocy dzień.

Św. Piotr przypominając te prawdy, wskazuje na Chrystusa, który jako pierwszy wszystkie je zrealizował i kochając nas jako pierwszy, daje swojego Ducha, aby i nam się udawało.

Na ile, droga siostro i drogi bracie, świadomość rozbudzania w sobie pragnień kontaktu ze zdrowym pokarmem jest przez ciebie pielęgnowana?

Jak często prosisz Pana, aby pomógł ci składać duchowe ofiary – przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa – które stają się świadectwem pośród pędzącego świata?

Na ile potrafisz zatrzymać się każdego dnia przy Tym, bez którego dusisz się, schniesz i sypiesz w gruzy codzienności?

Pan przychodzi dzisiaj, aby cię na nowo podnieść, aby skierować do ciebie słowo nadziei, za którym tak naprawdę tęskni twoje serce. Dasz radę, bo On dał radę. Trzymając z Nim, doświadczymy wiecznej radości, którą Chrystus nam wywalczył.

Mocna jest scena Ewangelii odczytywana dziś w liturgii Kościoła. Niewidomy żebrak... Czy może być większe nieszczęście? Nie dość, że nie widzi, to jeszcze żebrze...

Bartymeusz  słysząc, że przechodzi Jezus z Nazaretu, zaczyna wołać:  «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną». To wołanie, które staje się krzykiem i jednocześnie modlitwą, powtarza jeszcze raz, bo wielu nastawało na niego, żeby umilkł, lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną».

Determinacja i stanowczość, które budzą się w sercu niewidomego żebraka Bartymeusza, uzewnętrzniają się w konkretnym krzyku – krzyku modlitewnym. Ten krzyk budzi się, bo Bartymeusz słyszy, że idzie Jezus z Nazaretu. Żebrak dokładnie słyszy, do niego  dociera,  kto to jest, kto przechodzi obok. W tym przejściu dostrzega Jezusa z Nazaretu.

Pierwsza bardzo ważna refleksja, budząca się pod wpływem wejścia w bliższy kontakt z tym słowem, to nieustannie powtarzana prawda: wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się słyszy, jest słowo Chrystusa, osoba Chrystusa, bo przecież w słowie przychodzi sam Chrystus. On dziś w ten sposób – między innymi – z nami się komunikuje, chce wejść w dialog.

Słyszysz słowo Chrystusa? On przychodzi. Nie tylko przechodzi, ale i przychodzi w tym słowie.

Ilekroć powtarzamy sobie tę prawdę, tylekroć jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo – przyzwyczajenia, rutyny, a także niewiary, bo słowo rodzi wiarę, ale może też być na skutek przyzwyczajenia i rutyny specyficzną formą niewiary – niewiary w nas. Nie samo z siebie, ale z przyzwyczajenia.

Co to oznacza? – Słuchając kolejny raz wezwania do tego, by się zbliżyć do Ewangelii, by rozważać słowo, możemy je potraktować serio – jako zaproszenie na dziś, ale możemy je też odebrać jako kolejny, już znany nam i w znacznym stopniu uprzykrzony obowiązek. Chrystus liczy na naszą świeżość, bo każde Jego przyjście i nasze wołanie o to, by okazał miłosierdzie, jest związane z uzdrowieniem i umocnieniem. Ono nie musi być spektakularne ani widoczne od razu, ale następuje.

Panie, przymnóż mi wiary, że tak się dzieje. Nie daj, aby moje chłodne kalkulacje i elektronowy mikroskop, którego chciałbym użyć do precyzyjnego zbadania czy coś się zmieniło, przyćmił mi moc Twego słowa. Nie pozwól, Panie, abym stosował jakieś sztuczki czy techniki w celu sprawdzenia, czy to we mnie działa. Daj, abym pozwolił, by we mnie działało.

Im bardziej zbliżamy się do słowa, im częściej z niego korzystamy, tym szybciej możemy się spodziewać, że wielu nastawać będzie i na nas, żeby umilkło w nas pragnienie przemiany, doświadczenia obecności przychodzącego Chrystusa.

Droga siostro, drogi bracie, wiele sytuacji i zdarzeń będzie nastawać na ciebie, żebyś umilkł i zamknął się na słuchaniu Słowa Bożego. Bartymeusz  jest dla nas niesamowitą podpowiedzią, co robić, kiedy wielu nastaje, abyśmy umilkli, zrezygnowali. Jeszcze głośniej wołaj. – Da się głośniej, droga siostro, drogi bracie? Czy da się mocniej wołać o to, co staje się udziałem każdego, kto odkrywa w słowie Chrystusa, czyli o uzdrowienie? – Otóż da się. Jest możliwe wołanie coraz bardziej stanowcze i zdeterminowane. Nieraz Pan Bóg prowokuje takie sytuacje, czy też dopuszcza tego typu zdarzenia, które nas mocno ściskają, tłamszą, aby z nas wycisnąć to pragnienie. Czy to jest przejaw jakiejś sztuczki ze strony Pana Boga? – Nie, to jest działanie miłości. Miłość zdeterminowana nie zawaha się przed użyciem żadnego środka, który pomoże jej obudzić w sercu osoby kochanej odruch miłości i pragnienie doświadczenia jej.

Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go». I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię».

Jezus reaguje na każde wołanie i pragnienie głębokie, natarczywe, wręcz nieznośne dla przeszkód, które stają się dla nas przeciwnościami. Daje czas, aby budzące się w sercu człowieka pragnienie zostało zrealizowane. Słowo nakazuje nam dziś czekać, i to z dobrą myślą, na konkretny efekt i doświadczenie przemiany swojego myślenia i działania.

Bądź dobrej myśli, wstań woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa.

Niesamowite, jak reaguje niewidomy żebrak Bartymeusz na pojawienie się Jezusa. Jak bardzo zależy mu na uzdrowieniu. Zatrzymajmy się na chwilkę, aby zaktualizować przesłanie tej sceny do nas. Zapytajmy się, na ile – pod wpływem tego, że mamy dostęp do Dobrego Słowa – budzi się w nas aż taka reakcja: zrzucamy z siebie płaszcz, odrzucamy na bok wszystko inne, zrywamy się i przychodzimy do Jezusa?

Oczywiście jest to przesada, prawda?... Taka reakcja często budzi się w nas jako pierwsza, przy głębszej interpretacji tego tekstu. Kto będzie się rzucał, komu na co dzień starczy tyle entuzjazmu?

Droga siostro, drogi bracie nie dajmy się wyrolować tego typu myśleniu. Słowo nam mówi bardzo jasno: Żeby spotkać się z Jezusem, potrzebna jest z naszej strony konkretna decyzja, zrzucenie więzów krępujących nas w tym momencie. Cokolwiek by to było, jakiś misternie utkany plan odłożenia sobie na później rozważań słowa – chodzi o zerwanie się z całego natłoku zadań i zajęć, żeby przyjść do Jezusa.

Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym Ci uczynił?»

Warto zwrócić uwagę na to pytanie Chrystusa, bo ono często pojawia się w przypadku osób dotkniętych kalectwem, niedołęstwem czy też chorobą. Jest ono pytaniem zasadniczym. Chrystus zawsze je stawia. Można by powiedzieć, że jest ono zbyteczne, przecież wiadomo, czego może chcieć niewidomy, ale przypomnijmy tę niejednokrotnie powtarzaną  prawdę: Jezus pragnie osobiście usłyszeć odpowiedź, aby poznać naszą wersję wydarzeń. Tak wiele dzieje się każdego dnia, tak wiele przyczepia się do nas zniechęceń i tak nowe są w swojej sile rażenia, że trzeba osobistej prośby czy też indywidualnego wyrażenia tego, czego naprawdę chcemy w takich chwilach od Jezusa.

Niewidomy mówi: «Rabbuni, żebym przejrzał». Nauczycielu, Mistrzu – bardzo zażyła relacja budzi się w tych słowach – Rabbuni, żebym przejrzał.

Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Spotkanie z Chrystusem pytającym o pragnienia i rozpoznającym wiarę potrzebną do tego, aby kogoś uzdrowić, jest dla nas zachętą do zbliżania się ku Niemu. Mamy wołać o umocnienie wiary, o to, żebyśmy przejrzeli.

Jeden z komentatorów zwraca uwagę, że sytuacja z Bartymeuszem – niewidomym żebrakiem – stanowi dla nas zachętę do tego, by prosić Pana o światłe oczy serca, byśmy nie tylko widzieli przeciwności, zniechęcenia i nie tylko na nich wzrok zatrzymywali, ale potrafili dostrzec przez nie przychodzącego do nas Chrystusa, który przywraca nam wzrok.

Droga siostro i drogi bracie, prośmy Pana, aby nasze oczy widziały Go, nasze uszy słyszały, a jeżeli nie widzą i nie słyszą, to wołajmy, krzyczmy, nie dając za wygraną jakimkolwiek trapiącym nas przeciwnościom i dolegliwościom, aby nas uzdrowił, abym przejrzał, abym usłyszał, że w tym słowie do mnie przychodzi.

Panie Jezu, Tobie bardzo zależy na tym, abyśmy wyrażali Ci pragnienia naszego serca i zwracali się do Ciebie jako leczącego nas najgłębiej i najskuteczniej. Pomóż nam nieustannie odkrywać w Tobie źródło naszego uzdrowienia. Naucz nas patrzeć dalej niż tylko na przeciwności, które skutecznie próbują zagłuszyć Ciebie w nas i daj nam odwagę zrzucania wszystkiego, co stanowi przeszkodę w zrywania się do Ciebie, by z Tobą spotkać się w słowie do nas skierowanym.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski