"...Dobrym Słowem" - z wtorku X tyg.zw. "II" (10.06.2008)

Nie rezygnuj

1 Krl 17, 7-16; Ps 4; Mt 5,13-16

Kiedy czujemy się rozłożeni na łopatki, pokonani, całkowicie zdezorientowani i bez szans na przyszłość, najłatwiej przychodzi nam utyskiwanie, wycofywanie się, rezygnacja. Tymczasem właśnie wtedy rozbrzmiewa bardzo wyraźnie słowo Wstań. Idź, trwaj dalej, szukaj, nie rezygnuj, choćby wszystko naokoło wskazywało na to, że zostałeś wystawiony do wiatru, że absolutnie – jak mówimy, cytując pogan – zakpił z ciebie los.

Eliasz, który zapowiedział suszę, sam jej doświadcza. Po upływie pewnego czasu wysechł potok, przy którym ukrywał się Eliasz; w kraju bowiem nie padał deszcz. To bardzo istotne zdarzenie z życia Eliasza ukazuje skutki działania słowa, które nie jest wymierzone przeciwko komukolwiek, gdy pojawia się w ustach głoszącego. To nie jest tak, że Eliasza nie dotyczy to, co niesie w sobie słowo Boże. Jego życie wpisuje się z całym realizmem i tragizmem sytuacji w tę rzeczywistość.

To, że trwasz przy Dobrym Słowie, droga siostro i drogi bracie, nie oznacza, że jest ono wymierzone przeciwko twoim wrogom, a ty nie będziesz ponosił, odczuwał, doświadczał konsekwencji jego odrzucenia. Ale Pan Bóg pośród tych wydarzeń nie zapomni o swoim słudze. Kto dochowuje Mu wierności, będzie przez Niego chroniony. Zaufanie wystawione na próbę do granic wytrzymałości – w bólu, w typowo ludzkim ryzyku – wcześniej czy później spotka się z błogosławieństwem.

W tym doświadczeniu, w jakim znalazł się Eliasz, Pan skierował do niego słowo: "Wstań! Idź do Sarepty koło Sydonu i tam będziesz mógł zamieszkać, albowiem kazałem tam pewnej wdowie, aby cię żywiła."

Kiedy czujemy się rozłożeni na łopatki, pokonani, całkowicie zdezorientowani i bez szans na przyszłość, najłatwiej przychodzi nam utyskiwanie, wycofywanie się, rezygnacja. Tymczasem właśnie wtedy rozbrzmiewa bardzo wyraźnie słowo Wstań. Idź, trwaj dalej, szukaj, nie rezygnuj, choćby wszystko naokoło wskazywało na to, że zostałeś wystawiony do wiatru, że absolutnie – jak mówimy, cytując pogan – zakpił z ciebie los.

Eliasz jest chroniony i każdy, kto pokłada ufność w słowie, będzie chroniony i prowadzony. Nie znaczy to, że Pan Bóg go w czymś wyręczy. Słowo Wstań wymaga konkretnej odpowiedzi, reakcji z naszej strony.

Co robi Eliasz? Wtedy wstał i zaraz poszedł do Sarepty. Opieszałość jest obca Bogu. Pan Bóg przynagla nas do pewnych rzeczy. Pozwala się doświadczyć. Nawiedza nas w różnych natchnieniach. Trudno nam je nieraz rozpoznać. Nie zapomnijmy, że standardowym kluczem do rozpoznania Bożych natchnień są pokój i dobro, jakie z sobą niosą, ale często ulegamy zniechęceniu, czy też odsuwamy przynaglenia wymagające od nas czegoś więcej w sytuacji, kiedy najlepiej byłoby ponarzekać. Najlepiej byłoby zostać i nic nie robić. Tymczasem Pan wzywa nas, by powstać i ruszać. Pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanego miejsca – od wdowy, czyli osoby, z którą po ludzku rzecz ujmując, nikt się nie liczył. Wdowa w Izraelu nie miała żadnych praw. Ale w świetle Bożego słowa kategoria wdów, sierot i cudzoziemców to osoby, o które troszczył się sam Bóg. I przez tę osobę, o którą troszczy się sam Bóg, chce On okazać swoje prowadzenie i miłość wobec Eliasza.

Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i powiedział: „Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił”. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na nią i rzekł: „Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba". Na to odrzekła: „Na życie Pana twego, Boga! Już nie mam pieczywa, tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem, pomrzemy”.

Kobieta z całą otwartością stawia Eliasza wobec swojej tragicznej sytuacji, która przeniesiona na nasze realia informuje na o tym, że ilekroć idziemy w stronę Pana, tragizm różnych zdarzeń narasta.

Droga siostro i drogi bracie, im bliżej Boga stajesz, im bardziej otwierasz przed Nim serce, licz się z tym, że tragizm ludzkich kalkulacji będzie narastał. Przyjdą zaskoczenia, kapitulacje, rozkładanie na łopatki, całkowite wyczerpanie, czy też sygnały o tym, że wszystko zmierza ku katastrofie. To wszystko się nasili, gdy bardziej zbliżysz się do Boga. Skąd taka katastroficzna wizja? Dlaczego problemy się nasilą? – Aby cię zniechęcić, żebyś czasem nie szedł dalej. A Pan nawołuje: Idź dalej.

„Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i wtedy mi przyniesiesz. A sobie i twemu synowi zrobisz potem. Bo Pan Bóg Izraela rzekł tak: «Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię»”.

To nawoływanie i – po ludzku rzecz biorąc – egoistyczne podejście Eliasza, wcale egoistycznym nie jest. Eliasz jest wysłannikiem Jahwe. Oddaj Panu to, co masz, co nawet niewiele znaczy. Mów o tym Panu. Czyń to ze względu na Pana. Nawet jeżeli pojawia się w tobie tylko myśl, nutka dobrego natchnienia, a reszta – przeważająca, miażdżąca część myśli w tobie – zniechęca cię, idź za tą cichą nutką. Nawet jeśli nie będzie ona dobrze brzmiącą melodią, idź za nią. Ona doprowadzi cię do pięknej symfonii, do fantastycznego koncertu, który będzie w tobie rozbrzmiewał. Idź i rób, co masz robić, ze względu na Pana. Nawet jeśli naokoło wszystko od tego cię odwodzi. Nawet jeśli w sobie samym odkrywasz, że wszystko jest bez sensu. Tak robi wdowa. Czyni to ze względu na proroka. Ona wierzy w słowa Eliasza. A Eliasz przedstawia jej wersję Pana Boga – to spojrzenie na tragiczną sytuację, jakie ma Pan Bóg.

Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.

Nie wyczerpie się źródło inspiracji do prowadzenia cię przez życie. Nie wyczerpie się zasilanie twojego serca, jakie dokonuje się za każdym razem, kiedy zbliżasz się z wiarą do słowa, kiedy prosisz o wiarę, bo ci jej brakuje, gdy czytasz to słowo, próbujesz je rozważyć, gdy dotykasz Eucharystii i wchodzisz w jej tajemnicę. Nie wyczerpie się. Ta informacja i ta prawda powala nas na kolana. Bóg nie wyczerpie inspiracji do twojego życia, swoich pomysłów na twoje życie. O tym zapewnia cię dziś słowo. I chociaż wszystko naokoło, każde przeżywane ostatnio doświadczenie, może wskazywać na to, że jest inaczej, niech ta prawda powali cię na ziemię i niech będzie powodem do tego, by być Bogu wdzięcznym, mimo że tego być może nie czujesz, i by Bogu samemu przedstawiać prośbę – Panie, przymnóż mi wiary, że nie wyczerpie się energia, siła posyłana od Ciebie, że nie skończą się zasoby Ducha Świętego, którego nam dajesz w Kościele.

Jezus odkrywając konieczność współpracy Jego wyznawców z Nim samym, określa Siebie jako światłość świata. Jest On rzeczywiście mocą ciepła i światła, którego zimno i ciemności przekleństw, przeciwieństw, nie pochłoną, nie pokonają. To On nadaje smak życiu. Każdy, kto z Nim trzyma, kto wchodzi z Nim w dialog, jest ładowany i umacniany tą samą mocą. Tym samym Duchem, tym samym światłem.

Jezus nie bez przyczyny mówi do swoich uczniów: „Wy jesteście solą ziemi (...) jesteście światłem świata”. Sól ziemi, jak każda sól, nadaje smak potrawom. Chrześcijanin, czyli osoba wszczepiona w Chrystusa, ma nadawać smak dobrym poczynaniom ludzkim. To, co nosimy w sobie, nie jest absolutnie złe ani absolutnie dobre. To taka mieszanka. Rośnie chwast i rośnie pszenica. Chrystus nadaje chrześcijaństwu smak. Nadaje trwałość i właściwe przeznaczenie temu, co w nas dobre. Dlatego ma prawo oczekiwać, że staniemy się solą ziemi. Czerpiąc z Niego, będziemy nadawać smak poczynaniom ludzkim, ukazywać ich właściwy sens.

Nieraz w naszych środowiskach, w spotkaniach z ludźmi, z którymi przychodzi nam dzielić większą część czasu w pracy, czy w szkole, wystarczy przemycać pewne treści w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie chodzi o to, aby mieć nieustannie na ustach imię Jezus ani o to, aby w ogóle go nie mieć. Mamy stawiać taką „kropkę nad i” w pewnych poczynaniach. Błędem byłoby wychodzenie do ludzi jako do tych, którzy są całkowicie zepsuci, nie mają w sobie nic dobrego.

Niedawno opowiadał mi jeden zaawansowany w latach pracy nauczyciel, że przyjął zasadę polegającą na szukaniu dobra w uczniach. Nie przesłania mu to także spojrzenia na zło, które nieraz wybierają uczniowie, ale przede wszystkim kładzie akcent na dobro. Podawał taki przykład: Często może się zdarzyć, że przekażemy komuś dobro, lekceważąc jego złe postawy i traktując je z zimnym dystansem. Mówił o sytuacji, kiedy zaczynał pracę, a było to już sporo lat temu. Trafił do klasy, w której pojawił się uczeń z niezwykle nienaturalnymi objawami dezaprobaty wobec szkoły. Każdy nauczyciel, widząc go, denerwował się i czynił mu różne uwagi. A jakie to było zachowanie? Kiedy nauczyciel wchodził do klasy, uczeń po prostu leżał na podłodze. Chciał tym zdenerwować nauczyciela, wprowadzić go w furię, zdobyć aplauz klasy. Pedagodzy denerwowali się, nie wiedzieli, jak do tego podejść, wpisywali różne upomnienia – nie skutkowało. Nauczyciel relacjonujący mi tę sprawę mówi, że przychodził i zupełnie lekceważył zachowanie ucznia. Raz, drugi, trzeci... Wreszcie chłopakowi się to znudziło i po pewnym czasie po prostu wrócił do ławki. Kiedy wspomniany nauczyciel wraca w tamte tereny, gdzie zaczynał pracę, ten uczeń, gdy go spotka, z wielkim szacunkiem i taktem się do niego odnosi.

Czasem w taki sposób odkrywa się poczucie sensu w drugim człowieku. Niezbadane są wyroki Boże i nie ma tutaj schematów. Czasem, droga siostro i drogi bracie, wystarczy zlekceważyć cały stos palących się w nas różnych oskarżeń. Po prostu je zlekceważyć. Nie przywiązywać do nich tej wagi, jaką one chciałyby mieć. One żyją z tego, że my poświęcamy im zbyt dużo czasu. Wchodzimy w nie, siadamy, wydaje się, że tam będzie nam najlepiej.

Jesteśmy solą ziemi. Mamy nadawać smak temu, co w nas dobre. „Lecz – dodaje Jezus – jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.”

Jedna pani chemiczka zwróciła mi uwagę na częste nadużycie, jakie zdarza się księżom, którzy mówią, że sól może ulec procesowi zwietrzenia. W Ewangelii nie ma mowy o zwietrzeniu. Takiego odniesienia nie powinno się stosować, kiedy głosi się słowo Boże i wyjaśnia tę kwestię. Jezus mówi: jeśli utraci swój smak, czymże ją posolić?

Jesteście zatem solą ziemi, macie nadawać jej smak. Jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie da się ukryć światła, które Bóg w nas złożył. Ono będzie się odzywać. Może budzić wyrzuty sumienia, kiedy je spróbujemy przygasić, może być przyczyną radości nie tylko naszej, ale też innych, kiedy podzielimy je z osobami, z którymi żyjemy. W pierwszej kolejności z tymi, z którymi spotykamy się codziennie. A także z ludźmi rzadziej spotykanymi.

Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. To bardzo istotna uwaga. Światło ma świecić najpierw tym, którzy są w domu.

Droga siostro i drogi bracie, na ile twoje światło, twoje pomysły, czerpią inspirację ze źródła, jakim jest światło i pomysłowość Chrystusa?

Na ile przenosisz to światło najpierw na swoich domowników?

Na ile twoje światło świeci przed ludźmi, z którymi się spotykasz, i ile oni widzą w tobie dobrych uczynków, mając okazję do chwalenia Ojca naszego, który jest w niebie?

Spotkanie z drugim człowiekiem, jakiekolwiek ono jest, winno zostawiać w nim ślad obecności Boga. To dokonuje się tylko wówczas, kiedy człowiek, troszcząc się o wiarę, podejmuje codzienne obowiązki, czynności, z jakimi przychodzi mu się mierzyć, ze świadomością, że robi je dla Pana.

Ile jest we mnie świadomości, że cokolwiek czynię, mam robić dla Pana?

Na ile proszę, żeby Pan przymnożył mi wiary w moc Jego słowa?

Panie, dziękujemy Ci, że jako światłość świata udzielasz każdemu z nas Twego światła, byśmy ukazywali Ciebie. Dziękujemy Ci, że nadajesz smak życiu i ukazujesz, że jest możliwe, abyśmy świadczyli o tym smaku życia wobec innych. Przymnażaj nam sił i odwagi do czerpania z Ciebie i przekazywania innym tego, co otrzymaliśmy.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski