"...Dobrym Słowem" - z soboty XXV tyg. zw. "II" (27.09.2008)

Kształt prawdziwej radości

Koh 11, 9 - 12, 8; Ps 90; Łk 9, 43b-45

Pełna radość w wymiarze, w jakim jesteśmy w tej chwili, uwzględnia ograniczenia, słabości. W chwilach łez nie zapomina o zapowiedzi błogosławieństwa, w okolicznościach wielkiego podziwu i tryumfu, kiedy dobrze jest być przy Chrystusie, nie zapomina, że przyjdą momenty, w których będzie źle trwać przy Chrystusie, że będzie to niemile widziane w rodzinie, w społeczeństwie, przez osoby drogie naszemu sercu, które kompletnie nie zrozumieją tego, że tak, a nie inaczej postępujemy. Nie zrozumieją, dlaczego tak bardzo przejmujemy się wiarą i dlaczego nie potrafimy nabrać do niej „zdrowego” dystansu, który polega na tym, żeby odfajkować, odsiedzieć, odstać jakąś Mszę Świętą, niekoniecznie co niedzielę, a później dać sobie spokój, wyluzować. Przecież życie płynie swoim torem, przecież to wszystko jest wymysłem ludzkim...

Dziś w Ewangelii wychodzi po raz kolejny cecha, którą Chrystus wciąż mi imponuje – jest to Jego realizm, autentyczność w podejściu do świata, do ludzkich serc, reakcji, sposobów pojmowania życia wraz z jego radościami i smutkami, z jego bólem i z tym, co daje ogromną nadzieję.

Gdy wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich czynów Jezusa, On powiedział do swoich uczniów: «Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi».

Słowa te są kubłem zimnej wody w kontekście tego, co się dzieje z Chrystusem, z tym, co czyni i jak jest pojmowany przez widzących Go ludzi. Wszyscy są pełni podziwu dla Jego czynów. On rzeczywiście imponuje, jest w centrum, o Nim się mówi. Pokazać się z Nim w tych dniach, zrobić sobie zdjęcie, jest wielkim wyróżnieniem. Rozmawianie o Nim w towarzystwie należy do dobrego tonu. To jest ten czas – czas wielkiego tryumfu Chrystusa, traktowania Go po ludzku: mogę Go mieć w każdej chwili, On do mnie przyjdzie, odwiedzi mnie, spotka się ze mną. To jest ten klimat.

W tym klimacie Chrystus niejako wylewa kubeł zimnej wody. Dlaczego? Czy Chrystus nie chce, byśmy jako Jego wyznawcy byli pełni podziwu dla Jego czynów? Czy nie chce, aby idące za Nim tłumy doznawały głębokiej satysfakcji z tego, czego doświadczają przez Jego ręce, Jego działalność?... – Nie, owszem, chce. Chrystus pragnie ludzkiej radości. Chrystus nie przyszedł jej gasić, wyśmiewać, kwestionować czy podawać w wątpliwość mówiąc, że ty chyba się do końca nie cieszysz. Nie, On chce urealnić i dać pełną radość: Aby moja radość w was była – powie do swoich uczniów w Ewangelii św. Jana – i aby radość wasza była pełna. Chodzi Mu o pełną radość.

Pełna radość w wymiarze, w jakim jesteśmy w tej chwili, uwzględnia ograniczenia, słabości. W chwilach łez nie zapomina o zapowiedzi błogosławieństwa, w okolicznościach wielkiego podziwu i tryumfu, kiedy dobrze jest być przy Chrystusie, nie zapomina, że przyjdą momenty, w których będzie źle trwać przy Chrystusie, że będzie to niemile widziane w rodzinie, w społeczeństwie, przez osoby drogie naszemu sercu, które kompletnie nie zrozumieją tego, że tak, a nie inaczej postępujemy. Nie zrozumieją, dlaczego tak bardzo przejmujemy się wiarą i dlaczego nie potrafimy nabrać do niej „zdrowego” dystansu, który polega na tym, żeby odfajkować, odsiedzieć, odstać jakąś Mszę Świętą, niekoniecznie co niedzielę, a później dać sobie spokój, wyluzować. Przecież życie płynie swoim torem, przecież to wszystko jest wymysłem ludzkim...

Chrystusowe weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi, jest urealnieniem i ustawieniem człowieka w wędrówce ku pełni szczęścia, która potrafi we łzach odkryć zapowiedź zasiewu radości: Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości. Idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew, a powrócą z radością niosąc swoje snopy.

Nie jest to gaszenie ludzkiej radości, ale nadawanie jej prawdziwego kształtu.

Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.

W pewnych sytuacjach, w których wydawałoby się, że radość będzie trwała, że stanie się rzeczywistością mającą już w sobie wymiar pełni realizmu, przeżyjemy szok. Nie dlatego, że Chrystus chce gasić i kwestionować naszą wartość czy też nasz sposób cieszenia się, wyrażania radości, ale dlatego, że On jeden wie, kiedy nasza radość jest osadzona w realiach.

Droga siostro i drogi bracie, przyjmowanie uwag, które można porównać do wylania kubła zimnej wody na głowę, wiąże się ze wstrząsem, z jakimś szokiem. Im więcej szoków przeżywamy w wierze, tym bardziej urealnia się jej kształt. Im więcej odkrywamy w sobie elementów, w których przeżywamy zaskoczenie, bo to, co dzieje się w danej chwili, burzy nasz porządek, tym bardziej otrzymujemy niebieski sygnał, że Pan prostuje naszą wiarę i prosi o ufność. Wtedy człowiek nie rozumie, o co chodzi. Nawet nie chce pytać, dlaczego. Ale Chrystus w swojej mądrości zbliża się do nas – schodzi do pozycji człowieka, który tak, a nie inaczej znalazł się w zaskoczeniu. Jest gotowy do dialogu, do odpowiadania na pytania, jest gotowy nawet do milczenia, byleby z Nim, byleby w Jego obecności.

Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię. Właśnie na twoje życie Chrystus rzucił światło przez Ewangelię. Deklaruje się jako Ten, który chce być twoją ucieczką. Nawet kiedy obraca cię w proch – jak mówi psalmista – zaraz powie: wracaj, synu człowieczy, wracaj, moje dziecko.

Bo tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, albo straż nocna. Bóg inaczej mierzy czas. Czas naszego bólu często odmierzają łzy, niechęć do siebie, do świata, natomiast według kryteriów niebieskich jest to czas niezbędny. Nam się on wydłuża, Pan zaś dopuszcza go, by kształtować naszą drogę ku wieczności.

Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca – o to prosi psalmista, który także nie ukrywa pytania: Powróć, o Panie, jak długo będziesz zwlekał? Bądź litościwy dla sług Twoich. Nasyć nas o świcie swoją łaską, abyśmy przez wszystkie dni nasze mogli się radować i cieszyć.

Powraca tutaj motyw, którym chciałbym zakończyć te krótkie rozważania. Chodzi o modlitwę poranną: Nasyć nas o świcie swoją łaską. Coraz bardziej odkrywam jej ogromne znaczenie dla rozpoczęcia dnia. Niech to będzie zwykła, bardzo świadoma prośba z rana, skierowana do Pana: Pobłogosław ludzi, których postawisz dzisiaj na mojej drodze, pobłogosław wydarzenia, w które dziś wejdę. Pobłogosław, Panie, mnie i osoby, którym obiecałem modlitwę, abyś Ty był uwielbiony, aby szukanie Ciebie, Panie, i Twoich śladów, było dla mnie tego dnia motywem przewodnim.

Dobroć Pana Boga naszego niech będzie nad nami! I wspieraj pracę rąk naszych, dzieło rąk naszych wspieraj. Wspieraj moją pracę, Panie. Nie wyręczaj mnie. Pomóż, abym robił to, co możliwe, być Ty mógł czynić to, co niemożliwe.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski