"...Dobre Słowo" pon, XVII tydzień "II" 06.10.2008

Niosąc pomoc

Ga 1, 6-12; Ps 111,; Łk 10, 25-37

Przypowieść o Samarytaninie zostaje wypowiedziana przez Chrystusa w konkretnym kontekście – podobnie jak każda inna przypowieść. Ta ma kontekst szczególny. Chodzi o pytanie, jakie skierował do Jezusa przychodzący rozmówca – jakiś uczony w Prawie, chcący wystawić Go na próbę. Pyta o to, co zrobić, aby osiągnąć życie wieczne.

 



Niosąc pomoc

Przypowieść o Samarytaninie zostaje wypowiedziana przez Chrystusa w konkretnym kontekście – podobnie jak każda inna przypowieść. Ta ma kontekst szczególny. Chodzi o pytanie, jakie skierował do Jezusa przychodzący rozmówca – jakiś uczony w Prawie, chcący wystawić Go na próbę. Pyta o to, co zrobić, aby osiągnąć życie wieczne.

Jezus traktuje z całą należytą uwagą stawiane Mu pytania. Potrafi zdemaskować u pytającego obłudę oraz chęć błyśnięcia, a nie odnalezienia prawdy. W tym momencie reaguje zaproszeniem rozmówcy do dialogu: Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?»

Odpowiedź jest właściwa. Ów człowiek rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Odpowiedź jest właściwa. Jezus to podkreśla: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył».

Kojarzy mi się tu pewna sytuacja, która grozi każdemu z nas, niewykluczone, że i mnie się zdarzyła. Dotyczy to osób wykształconych, znających Biblię, doskonale dopasowujących cytaty, potrafiących z precyzją dotykającą wręcz w sposób bolący serca i sumienia przedstawić sytuację danego człowieka, potwierdzając ją owym cytatem. Bardzo słusznie mówią, ale jakby sami nie byli w tym obecni.

Jezus rozpoznaje takie sytuacje. W dialogu prowadzonym z Nim przez uczonego w Prawie słychać jeszcze kolejną odsłoną serca tego człowieka: Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Dopiero w tym kontekście Jezus odpowiada, kto jest bliźnim.

Gdybyśmy chcieli dosłownie wyjaśnić słowo bliźni, należałoby powiedzieć, że bliźni to ten, kto jest blisko, obok mnie. Czyli, droga siostro i drogi bracie, ta przypowieść w pierwszej kolejności rzuca światło na naszych bliskich, z którymi jesteśmy teraz. Nie są dla nas dostępne w tym momencie dzieci z Afryki, Afganistanu, Iraku, ale mamy tych, którzy są obok nas. To jest niejako pierwsza warstwa znaczeniowa tego tekstu.

Zasadniczo twierdzimy, że niosąc pomoc, nie powinniśmy czekać na jakieś dodatkowe środki, tylko pomagać tym, czym dysponujemy teraz, jak ów Samarytanin, który wykorzystał oliwę i wino. Jeśli mam niewiele, to pomagam tym niewiele. W takim kluczu interpretujemy tę przypowieść w świetle nauczania Kościoła, które związane jest z egzegezą, czyli tłumaczeniem tekstu. Ale często gubimy wątek bardziej zasadniczy. Samarytaninem, który pomaga, jest oczywiście Chrystus, a człowiekiem pobitym jestem często ja sam. – Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. – Sami dla siebie jesteśmy tym człowiekiem pobitym, pozostawionym na drodze. Często nawet sami sobą nie chcemy się zająć.

Ta przypowieść w głębszym, zasadniczym brzmieniu, odnosi się do traktowania siebie samego, swojego wnętrza, swoich przeżyć, doznań, upadków, ran. Przykazanie jest bardzo jasne: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. O tyle mogę pomóc komuś innemu, o ile sam sobie udzielam pomocy. Ta pomoc dopiero wówczas przynosi owoc.

Druga warstwa znaczeniowa jest taka: Pomagając innym, pomagam sobie. Są to nierozłączne rzeczywistości. Pomagając innym, pomagam sobie. Przełamując siebie do pomocy innym, nawet jak tego nie chcę, jeśli w danym momencie nie czuję jakieś motywacji czy też po ludzku kalkuluję, że nie przyniesie to rzeczywistych owoców – pomagam sobie. Przez to pomagam i innym doświadczyć Boga obecnemu pośród nas.

W ubiegłym tygodniu przyglądałem się reakcjom licealistów, którzy mieli okazję w ramach przygotowania do Tygodnia Miłosierdzia słuchać relacji księdza, opowiadającego o tym, jak Caritas Diecezji Kieleckiej cicho, pokornie, ale wytrwale służy pomocą wielu ludziom, nie nagłaśniając tego. Zauważyłem wśród niektórych młodych ludzi ogromne poruszenie. Bardzo się cieszyłem, że było takie spotkanie, bo przypomniała mi się rozmowa z jedną z licealistek, która bardzo ostro, zdecydowanie odżegnuje się od tego, że Bóg jest Kimś przejętym światem, bo tyle na nim cierpienia, zła. Gdzie On jest, kiedy są huragany, tajfuny, różnego rodzaju trzęsienia ziemi, katastrofy, kiedy giną niewinni ludzie?

Po spotkaniu z księdzem z Caritas nasunęła mi się refleksja, że zamiast pytać, gdzie jest Bóg, dlaczego jest nieobecny, dlaczego w tym momencie się nie objawia, dlaczego się chowa, trzeba się wziąć do roboty i do pomocy. Jeśli nie potrafię pomóc ofiarom trzęsień ziemi, to mogę pomóc osobie będącej obok mnie, mogę ją zauważyć, dostrzec moim uśmiechem, gestem, obecnością na miarę moich możliwości. Tym mogę pomóc. Zamiast się pytać, dlaczego stało się nieszczęście, mam szukać sposobów, aby w tym nieszczęściu komuś przyjść z pomocą, przynieść ulgę. To jest odpowiedź na pytanie zbuntowanej licealistki.

Po spotkaniu podszedłem do księdza z Caritas i mówię: Uważam, że trafiłeś do tych, do których miałeś trafić. Właśnie, zamiast pytać, gdzie jest Bóg, trzeba po prostu iść i pomagać. On zwrócił mi uwagę mówiąc: Jedno i drugie jest ważne – trzeba stawiać pytania, ale też przychodzić z konkretną pomocą.

Droga siostro i drogi bracie, ten, który okazał miłosierdzie pobitemu, obdartemu, pełnemu ran człowiekowi, teraz słucha tego, co rozbrzmiewa w tych rozważaniach. Czy to jesteś ty?

Czy okazujesz sobie miłosierdzie?

Czy pokonujesz siebie, żeby okazać sobie miłosierdzie, żeby okazać miłosierdzie drugiemu człowiekowi?

Czy dostrzegasz, że w tym przynagleniu, w tej przypowieści jest miejsce dla ciebie? Jeśli tak, to dziękuj Panu, że pozwala ci doświadczyć tak wielkiej łaski przychodzenia z pomocą w drobnych gestach. Jeżeli nie dostrzegasz siebie, jako kogoś, kto okazuje miłosierdzie sobie samemu, a przez to i innym, to proś Pana, wołaj, krzycz na całe gardło, nie przestawaj, aż ochrypniesz, żeby ten Pan, który jest pełen miłosierdzia i mocy, objawił się tobie, otworzył twoje oczy, abyś dostrzegł, że możesz pomóc, że w tej chwili masz wszystko, co jest ci potrzebne do przetrzymania chwil trudnych, do przyjścia z pomocą sobie i innym, bo masz kochać bliźniego, jak siebie samego.

Wróćmy do modlitwy, którą zakończymy te rozważania: Boże, naucz mnie kochać siebie, tak jak Ty mnie kochasz, a bliźniego swego, jak siebie samego.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.